Wygnani, wysiedleni, deportowani (80. rocznica wysiedlenia Żydów z Poznania)

Zbigniew Pakuła

Trzynastego grudnia 2019 roku minęło osiemdziesiąt lat od wysiedlenia Żydów z Poznania. Zgromadzonych  w obozie przesiedleńczym lager Glowna (obóz Główna) wywieziono wagonami do Generalnego Gubernatorstwa w okolice ostrowa lubelskiego. Wśród wysiedlonych był ostatni rabin Poznania Dawid Szyja Sender z żoną Esterą i synkiem Henochem.

Miesiąc wcześniej specjalnymi zarządzeniami wydanymi przez Wilhelma Koppego1 zabroniono Żydom zmiany miejsc zamieszkania i odebrano prawo swobodnego poruszania się na obszarze Kraju Warty. W listopadzie prawdopodobnie w Poznaniu mieszkało blisko 800–900 Żydów, pozostali z ponad 3 tysięcy wyjechali po wybuchu wojny w różne strony Polski, najczęściej do miejscowości, w których mieli swoich krewnych. Wkrótce władze wydały nowe rozporządzenia, w tym nakaz wykorzystania żydowskich rad starszeństwa przy przeprowadzaniu deportacji. Na mocy zarządzenia adresowanego do Gminy Żydowskiej przez policję bezpieczeństwa nakazano wszystkim Żydom stawienie się 11 grudnia o godzinie 8.00 rano w obozie przy ulicy Głównej. Bramy obozu tego dnia przekroczyło 721 osób, które umieszczono w baraku numer I. Wkrótce dołączyli do nich Żydzi przywożeni z pobliskich miejscowości: Środy Wielkopolskiej, Śremu, Nowego Tomyśla, Wolsztyna, Krotoszyna, Międzychodu i wielu innych. Wśród zatrzymanych byli także mieszkańcy Wilna, Warszawy, Berlina i Wrocławia, którzy akurat w tym czasie przebywali w Kraju Warty.

Przypomnijmy, że decyzję o utworzeniu obozu podjął na początku listopada 1939 roku komisaryczny nadburmistrz Poznania doktor Gerhard Scheffler. W tym celu postanowiono wykorzystać budynki położone we wschodniej części Poznania przy ulicy Bałtyckiej (dzielnica Główna). Lokalizacja obozu w tym miejscu była uzasadniona z punktu widzenia władz okupacyjnych: budynkom towarzyszyła bocznica kolejowa, rampy czołowe i boczne, magazyny. Kierownikiem cywilnym obozu został Herbert Otto, a komendantami wojskowymi kolejno: Albert Sauer (do 11 stycznia 1940 r.) i Kaspar Schwarzhuber (do 12 kwietnia 1940 r.). Obóz otaczały posterunki zewnętrzne. Pełnili w nich służbę funkcjonariusze policji ochronnej z komisariatu przy ulicy Bałtyckiej (wtedy: Ostseestrasse 33). W narożnikach stały drewniane wieże wartownicze  z reflektorami oświecającymi nocą teren obozu. Cały obóz otaczały potrójne płoty z drutu kolczastego i płytki rów. Na teren obozu można było wejść jedną bramą. Drugim „wyjściem” była przylegająca rampa i bocznica kolejowa, z której tory wiodły do dworca Poznań-Wschód.

Na terenie obozu znajdowało się pięć baraków, które mogły pomieścić 4,5 tysiąca osób. Były też murowany budynek administracji niemieckiej, kilka drewnianych pomieszczeń gospodarczych przeznaczonych między innymi na kuchnię, warsztaty, pralnię.  W małym drewnianym budynku mieścił się areszt, do którego można było trafić na przykład za palenie papierosów w barakach. Baraki numer I i IV były piętrowe. W tym pierwszym (o 50 m szerokości i 120 m długości) mieszkali do 13 grudnia wyłącznie Żydzi. Miał oświetlenie elektryczne, na środku stały żelazne piece, prycze wyłożone były słomą. Pośrodku obozu był duży plac, na którym urządzano apele. Na placu znajdowały się też kran z wodą i długie drewniane koryto do mycia, z którego zwisały sople lodu, bo zima była wtedy ostra.

Ze wspomnień osadzonych w obozie Polaków dowiadujemy się, że przywiązywali dużą uwagę do życia religijnego. Pierwsza msza w obozie odbyła się 25 grudnia 1939 roku (w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia) za zgodą komendanta Schwarzhubera. Kolejne odprawiane były już nielegalnie (w obozie było kilku księży). Można domniemywać, iż osadzeni Żydzi także przywiązywali dużą uwagę do życia duchowego, modląc się i w miarę możliwości wypełniając religijne nakazy. Byli jednak pozbawieni duchowych przywódców, rabin Sender został wysiedlony pod dwóch dniach pobytu w Lager Glowna.

Michał Rotnicki, jeden z Polaków skierowanych do obozu, tak wspominał po wojnie tamte dni:

„Żydzi przybyli wskutek nakazu niemieckiego do obozu na początku grudnia 1939 roku. Wieźli na furmankach znaczną część swego dobytku. Dziwiliśmy się bardzo, że pozwolono Żydom tyle zabrać. Umieszczono ich w baraku II. Po kilku dniach podstawiono dla Żydów (a było ich około 1 000 osób) wagony osobowe. Bagaż kazano załadować im do specjalnych dwóch, względnie trzech wagonów towarowych. Dziwiliśmy się znowu, że Niemcy wywożą Żydów w wagonach osobowych. Okazało się jednak, że Żydzi potraktowani zostali gorzej. Wagony osobowe z Żydami odeszły, pozornie do nich doczepione wagony towarowe pozostały i Niemcy wyładowali cały dobytek żydowski, umieszczając go w jednym z baraków”.

(...)

Cały artykuł z archiwalnymi zdjęciami na łamach papierowego wydania czasopisma. Wspomnieniowy tekst powstał na podstawie pracy Marii Rutowskiej, Wysiedlenia ludności polskiej z Kraju Warty do Generalnego Gubernatorstwa 1939–1941, Instytut Zachodni, Poznań 2003

 

 

 

© Copyright 2014