Żydzi: Mazel tow! O powstaniu państwa Izrael na łamach pisma "Opinia"

Zbigniew Pakuła

Po dwóch tysiącach lat wygnania stało się możliwe to, co jeszcze pod koniec XiX wieku wydawało się utopią. W 1948 roku powstało państwo izrael. Spełniło się marzenie Żydów. Powstał rząd i parlament, a prochy wizjonera Teodora Herzla wkrótce sprowadzono do Jerozolimy.

Krwawe walki na terenie ówczesnej Palestyny i światowe inicjatywy polityczne zmierzające do powstania państwa żydowskiego obserwowano z Polsce z zapartym tchem. Wielu polskich Żydów miało przecież w Palestynie swoich krewnych, często jedynych, którzy przeżyli Holokaust. Wśród nich byli ci, którzy wyjechali tam jeszcze przed drugą wojną światową (np. w latach 1926-1935 z Polski do Palestyny wyjechało blisko 70 tysięcy polskich Żydów), a także osoby, które dotarły do Palestyny w czasie wojny (m.in. z Armią Andersa) lub po jej zakończeniu. Po tragicznych wydarzeniach, które dotknęły naród żydowski w Europie, pojawiła się po raz pierwszy realna szansa powstania państwa. Pomogła „katastrofa”, bo gdyby nie Zagłada, narody świata pewnie nie zgodziłyby się na jego utworzenie. Ale Żydzi na drodze dze ku wolności sami sobie pomogli, zwołując w 1897 roku Pierwszy Światowy Kongres Syjonistyczny w Bazylei i zakładając Organizację Syjonistyczną. Utopijny projekt, co zarzucano wtedy Herzlowi, oddziaływał na dużą część Żydów mieszkających w Europie, szczególnie na jej wschodnich terenach. Wielu z nich, zwłaszcza po pogromach, wędrowało do Palestyny i znajdowało tam w miarę bezpieczne warunki życia. Chcieli pokochać ziemię, którą Mark Twain nazwał „krajem bez nadziei”1. Byli wśród nich Miłośnicy Syjonu z Rosji (Chowewej Cijon) i tysiące pionierów udających się do Palestyny w kolejnych latach. Ich wysiłek i fakt, że zaczęli tworzyć podwaliny przyszłego państwa, pomógł narodom świata podjąć decyzję o jego powołaniu. Powstanie państwa Izrael polscy Żydzi przyjęli z entuzjazmem. Zapis euforii, która ich ogarnęła w 1948 roku, ale i strachu wywołanego dramatycznymi wydarzeniami, które nastąpiły już po kilku godzinach od ogłoszenia deklaracji niepodległości, odnajdziemy na łamach ówczesnej prasy żydowskiej, wydawanej w Polsce najczęściej przez partie polityczne i ich organizacje młodzieżowe2. Była wśród nich „Opinia”, organ Zjednoczenia Syjonistów-Demokratów „Ichud” (z hebr. Jedność), żydowskiej partii syjonistycznej działającej w Polsce w latach 1944-19503. Czasopismo kontynuowało linię przedwojennego tygodnika „Opinja”, którego nakład dochodził do 25 tysięcy egzemplarzy. Powojenna „Opinia” ukazywała się w Warszawie i Łodzi od 12 grudnia 1946 do roku 1949, a jej redaktorem naczelnym był Maksymilian Tauchner. 

Czasopismo odzwierciedlało poglądy polityczne wydawcy. Na jego łamach zamieszczano oświadczenia, rezolucje i deklaracje „Ichudu”, relacje z kongresów i zjazdów partii, korespondencje z oddziałów rozsianych po całym kraju i z prowadzonych przez partię kibuców. Jednym z najważniejszych tematów była kwestia palestyńska: „(…) nasza «Opinja» walczy dziś razem z całą światową prasą syjonistyczną  o przyspieszenie narodowego wyzwolenia we własnym państwie”4 – pisał Henryk Rachman w 10. wydaniu pisma, które odpowiadając na potrzeby czytelników, łączyło ich wokół projektu syjonistycznego. „Opinia” drukowała ich listy, pisała o problemach powojennej rzeczywistości: warunkach życia, antysemityzmie, problemach młodzieży  i żydowskich robotników. Ważnym wątkiem była martyrologia narodu żydowskiego, pamięć o bohaterach getta warszawskiego czy ofiarach pogromu kieleckiego. Drukowano wiersze, krótkie formy prozatorskie, pisano o teatrze. „Opinię” czytali także poznańscy Żydzi,  z których większość po 1956 roku wyjechała do Izraela – kraju, którego drogę do niepodległości mogli obserwować na łamach czasopisma, szczególnie w okresie od uchwalenia przez ONZ rezolucji nr 181 do dnia ogłoszenia deklaracji niepodległości 14 maja 1948. 

Dramatyczne dni w Lake Success

Rozmowy na temat podziału Palestyny odbywały się na terenie zakładów wojskowych w Lake Success (w stanie Nowy York), w tej ich części, którą rząd amerykański wykupił na tymczasową siedzibę Organizacji Narodów Zjednoczonych. Atmosfera była napięta jak na froncie. 26 listopada 1947 polskie stanowisko prezentował Oskar Lange, ambasador przy ONZ. Na plenarnej debacie nad raportem UNSCOP (First United Nations Emergency Force – Pierwsze Doraźne Siły Pokojowe Organizacji Narodów Zjednoczonych) deklarował całkowite poparcie dążeń narodu żydowskiego. Mniej znane jest przemówienie wygłoszone w Lake Success przez Ksawerego Pruszyńskiego. Jak znalazło się ono na łamach pisma, wyjaśniał Henryk Rachman, który  z Pruszyńskim, po jego powrocie z USA, spotkał się w redakcji „Odrodzenia”. Gdy poprosił pisarza o wywiad, ten odpowiedział: wolę dla was sam coś napisać. Wtedy potoczyła się rozmowa – wspominał Rachman – o ostatniej sesji ONZ i walce polskiej delegacji, na której czele stał ambasador Oskar Lange. Ostatecznie Pruszyński nie napisał nowego artykułu, lecz przekazał redakcji tekst swojego przemówienia z Lake Success, które ukazało się na pierwszej stronie „Opinii”. Przytoczmy ten fragment, w którym Pruszyński otwarcie mówi o polskim antysemityzmie i poczuciu winy, problemach, z którymi polskie społeczeństwo nie radzi sobie do dnia dzisiejszego:

Polska istotnie uważa się za historycznie zainteresowaną  w utworzeniu w Palestynie państwa żydowskiego – i to jest prawda. Natomiast przyczyny, które skłaniają do tego Polskę, są zgoła inne, niż to sobie ci przedstawiciele (arabscy – od red.) wyobrażali. Mylnym jest sąd, iż Polska myśli o Palestynie i państwie żydowskim, jako o rezerwuarze w który przeleje i przemieści swe własne, „niewygodne dla niej” masy żydowskie. Rozumiem zresztą źródła tego sądu. Jest nim przekonanie, że Polska 1947 roku jest wciąż Polską z 1939 r. to jest, po pierwsze krajem antysemickim, po drugie posiadającym potężną mniejszość żydowską. Ale między rokiem 1939 a 1947 położyła się całym swym ciężarem największa wojna historii. Żydowska ludność Polski wyginęła w swej olbrzymiej większości. Drobny ułamek, jaki pozostał, jest asymilowany siłą życia. Antysemityzm zaś, jaki niestety przetrwał nieraz nawet tych, przeciw którym się zwracał, jest dziś zwalczany przez rząd polski tak stanowczo i konsekwentnie, jak rzadko w historii, a nigdy dotąd w Polsce. Niemniej, może właśnie ów antysemityzm i może właśnie owo poczucie winy za przeszłość sprawia, że sprawa żydowska tak bardzo nam właśnie leży na sercu. Mój naród był świadkiem najbliższym tej straszliwej eksterminacji, jakiej Niemcy poddały masy żydowskie, mój kraj był miejscem tych egzekucji (…). Ta przeszłość i ten los wywołały w nas poczucie, że nawet pozbawiony ojczyzny od stuleci musi do swej ojczyzny wrócić i musi znaleźć swój DOM. W naszym mniemaniu naród żydowski jest najnieszczęśliwszym narodem świata. Ale jest i tym może, któremu ludzkość, w mym mniemaniu, najwięcej zawdzięcza”.

Pruszyński był autorem ważnych książek portretujących życie mieszkańców Palestyny przed drugą wojną światową, cenionych nie tylko przez polskich, ale i żydowskich czytelników. Rachman, wspominając jego książkę Palestyna – po raz trzeci, zauważał: „Nie ma chyba Żyda polskiego, który by nie miał tej książki w ręku”. Sam Pruszyński, ceniony dziennikarz i publicysta, Palestyny nie postrzegał tak, jak wcześniej Mark Twain. Wierzył w syjonistyczny projekt, czuł polską odpowiedzialność za antysemityzm, wspólnotę i historyczną paralelność losów obu narodów, o której tak dobitnie mówił w Lake Success:

„(…) żaden inny naród tak, jak naród polski, nie rozumie tęsknoty za własną ziemią, za ziemią, która była ziemią jego przodków, gdzie nie jest on intruzem czy tułaczem. Dlatego naród polski rozumie tę walkę, jaką toczy palestyńskie żydostwo. (…) Niepodległość, prawo do posiadania własnego, narodowego państwa – oto potrzeba, której może nikt tak nie rozumie, jak Polacy. I dlatego właśnie rozumiemy dziś żądania i dążenia żydostwa w Palestynie i poza nią, jak rozumiemy każdy głód wolności – każdą walkę  o wolność”.

Żydzi, mazel tow!

Od przemówienia Oskara Langego minęły trzy dramatyczne dni. Wielka Brytania próbowała storpedować prace nad rezolucją ONZ. Natomiast Stany Zjednoczone i ZSRR współpracowały jak później chyba nigdy więcej, wywierając dyplomatyczną presję na głosujące kraje. Liberii zagrożono sankcjami ekonomicznymi a Grecji wstrzymaniem pomocy gospodarczej. Nie było pewne, jak zagłosuje Francja, sprzyjająca syjonistom i jednocześnie bojąca się reakcji muzułmanów. Aż w końcu nadszedł dzień 29 listopada, kiedy to miało odbyć się rozstrzygające głosowanie nad rezolucją nr 181, przyjmującą lub odrzucającą podział Palestyny. 

Z powodu różnicy czasowej wyniku głosowania spodziewano się  w Palestynie około północy. Żydzi zaczęli gromadzić się na ulicach, placach, podwórkach, by wspólnie słuchać transmisji z odbiorników radiowych. Z napięciem słuchano głosu spikera podającego wyniki głosowania. Gdy do zebranych dotarła informacja o przyjęciu rezolucji, tłumy zaczęły świętować, śpiewać i tańczyć. Zebrani przed gmachem Agencji Żydowskiej w Jerozolimie mogli usłyszeć słowa Gołdy Meir: „Żydzi, mazel tow!”.

Czytelników „Opinii” w wydaniu z 1 grudnia 1947 powitał wybity dużą tłustą czcionka tytuł: „PAŃSTWO ŻYDOWSKIE UCHWALONE”. Redakcja zamieszcza odezwy partyjne i analizy polityczne wydarzenia, ale tym, co wydaje się najciekawsze, są relacje płynące z całego kraju. Dziennikarze piszą m.in. o uroczystym posiedzeniu Centralnego Komitetu Żydów Polskich, manifestacji w Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi i wiecu w sali Praskiej Rewii w Warszawie. 
 A także o wielu małych wydarzeniach, takich jak to, że np. sekcja rzemieślnicza Ha-Owed ha-Cijoni w Łodzi uczciła „historyczne wydarzenie herbatką dla wszystkich członków”. Różnicę między „herbatką” w Polsce a temperaturą panującą w Palestynie najlepiej oddaje zamieszczona w tym samym numerze korespondencja z Tel Awiwu.  (...)

 

 

 

 

© Copyright 2014