Say Orange (Teatr Nalaga'at z Jafy)

Zbigniew Pakuła

Nalaga’at po hebrajsku znaczy „Proszę, dotknij”. Taką nazwę nosi teatr aktorów niewidomych i niesłyszących założony w 2002 roku przez Adinę Tal i Erana Guri. W starym porcie w Jafie artyści prowadzą nie tylko centrum kultury i sztuki, ale także kawiarnię Kapish i restaurację BlackOut, pogrążoną w ciemności i obsługiwaną przez niewidomych i głuchych. Odwiedzają ją Żydzi, Arabowie i turyści z całego świata. Swój ostatni spektakl Say Orange izraelscy artyści pokazali we Wrocławiu na Brave Festival ‘2016.

Grzegorz Bral, dyrektor artystyczny festiwalu, którego idiomem było hasło „przeciw wykluczeniom z kultury”, pytał publiczność: Czy czułeś się kiedykolwiek wykluczony lub odrzucony? Jeśli tak, to co wtedy czułeś? Smutek, samotność, niesprawiedliwość? Opowiadając o artystach, których na dwa lipcowe tygodnie zaprosił do Wrocławia,mówił: Uchodźcy, niepełnosprawni, odmieńcy – lista tych innych, tych stygmatyzowanych, tych naznaczonych i piętnowanych jest nieskończona. Czy to o nich robimy festiwal? Trudno powiedzieć. W tym roku mówimy o ludziach, którym być może jest trudniej. Z różnych powodów. Z powodów politycznych, zdrowotnych, rasowych, seksualnych. Grupa niesłyszących bębniarzy. Pomimo wszystko tworzą muzykę. Pomimo wszystko chcą słyszeć to, czego nie da się usłyszeć. Grupa aktorów z postępującą genetycznie utratą wzroku i słuchu. Żyć. Za wszelką cenę, jeszcze przez chwilę sensownie żyć. Wrażliwi i z radością, pomimo wszystko, pomimo potężnej niesprawności. (…) Wykluczeni, którzy mówią głośno o swoim losie, nie mówią wyłącznie za siebie.
Zaproszenie na festiwal izraelskich artystów było więc oczywiste.Większość z nich cierpi na zespół Ushera, genetyczne schorzenie, za sprawą którego postępuje dysfunkcja wzroku i słuchu. Dotknięci chorobą w młodym wieku ludzie z biegiem lat tracą kontakt z bliskimi i otaczającym światem. Przestają widzieć matkę i ojca, nie słyszą, co
mówi do nich brat, siostra, rówieśnicy. Pozostaje im jedynie dotyk i pamięć o tym, co było ich doświadczeniem przed chorobą. „Dotknij” to słowo kluczowe w działalności teatru. Dotyk pozwala artystom pokonywać niepełnosprawność, udowadniać każdego dnia, że choroba nie jest aż taką przeszkodą, by nie móc wyrazić siebie i swoich potrzeb. Choroba ich „dotknęła”, ale jednocześnie „dotyk” jest obroną przed jej skutkami. Pomaga ofiarować bliskość, a czasem wyzwolić ten rodzaj kreatywności, by móc przez sztukę wyrażać siebie i zdobywać szacunek publiczności. To, co określa życie głuchoniemych, to izolacja, próżnia – mówiła w jednym z wywiadów założycielka teatru Adina Tal. – Moje zadanie polega na tym, żeby przestali żyć w próżni i poprzez sztukę zaczęli się komunikować z widzącymi i słyszącymi.
Say Orange to skromny, trwający 45 minut spektakl, właściwie monodram, grany przez Bat Shevę, piękną kobietę i aktorkę teatru Nalaga’at, którą w dzieciństwie, tak jak i jej siostry, dotknął zespół Ushera. Na scenie Teatru Polskiego aktorka pojawia się z tłumaczką, co potęguje jej samotność. Ale to pierwsze, pozorne wrażenie. Opowieść Bat Shevy staje się zrozumiała przede wszystkim dzięki jej grze. A jest to opowieść o marzeniach kobiety. Jest w niej miejsce na miłość, tęsknotę, przeczucia, bycie kochaną, na spotkanie kogoś, czyja obecność przynosi sens i spełnienie. Swoje marzenia aktorka przekazuje, a może trafniej byłoby powiedzieć: ofiarowuje widzom. Odbijają się
w lustrze stojącym na scenie, którego ona przecież nie widzi. Zapominamy o tym. Pragniemy, by ich promienie odbijające się od szklanej powierzchni także i nas oświetliły i dotknęły. Marzymy z Bat Shevą,uczestnicząc w jej smutkach i radościach. W krótkiej opowieści, kilku gestach daje nam to, na wyrażenie czego inni potrzebują wielu słów lub setek zapisanych stron. Kiedy spektakl się zaczyna, jesteśmy ciekawi jak gra ktoś dotknięty zespołem Ushera. Normalna i zrozumiała ciekawość podszyta emocjami. Gdy spektakl się kończy, przestajemy widzieć chorą osobę. Zaczynamy dostrzegać siebie. To wielka siła tego spektaklu. (...)

© Copyright 2014