Pytania Yasifa Sarida

MichałSobelman

W wieku 53 lat Yishai Sarid osiągnął już niemało – po ukończeniu służby wojskowej w kontrwywiadzie i studiach prawniczych jest od lat znakomicie prosperującym telawiwskim adwokatem. Jego zmarły przed dwoma laty ojciec Yossi Sarid był legendarnym izraelskim politykiem, jednym z twórców izraelskiej lewicy, a nawet przez pewien czas ministrem edukacji narodowej. Jego żona to wnuczka bohatera wielu wojen Moshe Dayana.

Yishai Sarid już dziś należy do czołówki izraelskich pisarzy. Dotychczas wydał pięć powieści, które odniosły duży sukces na księgarskich rynkach w Izraelu i nie tylko. Każda z nich poświęcona jest całkowicie innej tematyce, wszystkie zostały znakomicie przygotowane i opracowane. Jego szpiegowska powieść Limasol została przełożona na dziesięć języków (polskie wydanie: FILO 2015); m.in. we Francji i Włoszech otrzymała prestiżowe nagrody za najlepszą książkę sensacyjną. Ostatnia powieść Sarida, Upiór pamięci, która latem ukazała się w Izraelu, od kilku tygodni okupuje czołowe miejsca na liście bestsellerów. 

Powieść Upiór pamięci, choć może być postrzegana jako zwykły pastisz, nie odbiega jednak zbytnio od opisu sytuacji powstałej w związku z przyjazdami izraelskiej młodzieży do Polski. Zważywszy, że od przeszło trzydziestu lat co roku przyjeżdża tu prawie trzydzieści tysięcy uczniów i uczennic izraelskich liceów, ogólna liczba Izraelczyków, którzy w ten sposób odwiedzili Polskę, sięga kilkuset tysięcy. Pielgrzymki te od lat podążają starym niezmiennym szlakiem, koncentrując się na osi Warszawa –Treblinka – Majdanek – Płaszów – Oświęcim, czasami włączając w to jeszcze Bełżec i Sobibór. I choć temat ten od lat pojawia się w prasie izraelskiej i polskiej, budząc nie tylko żywe zainteresowanie, ale nawet ostre spory o to, czy rzeczywiście wyjazdy do Polski są tak fascynującą lekcją historii, nikt jeszcze – ani w Izraelu, ani w Polsce – nie poświęcił temu zjawisku oddzielnej powieści. Yishai Sarid jest w tej materii pierwszy. 

Temat jest mu bliski od wielu lat. Po raz pierwszy przyjechał do Polski wraz z maturalną klasą jednego z telawiwskich liceów już 
 w styczniu 1983 roku, na obchody 40. rocznicy oswobodzenia obozu Auschwitz-Birkenau. Czas był dość dziwny: od prawie czternastu lat nie przywrócono stosunków dyplomatycznych między PRL a Izraelem, zerwanych po pamiętnej wojnie sześciodniowej, nie odwołano jeszcze stanu wojennego, a jednak komunistyczna Polska zapragnęła choć trochę poprawić swój zewnętrzny image i na uroczystości rocznicowe zaprosiła zagraniczne delegacje, w tym również izraelską. Pomimo zimy, chłodu oraz ponurej atmosfery przyjazd ten wywarł na Saridzie olbrzymie wrażenie, choć nie przypuszczał on, rzecz jasna, że kilka lat później tym samym szlakiem, w podróż po tragicznej historii żydowskiej, wyruszy wiele tysięcy izraelskich licealistów. Myślał o tym niejednokrotnie, szczególnie później, już po wojsku i studiach, kiedy prasa izraelska zaczęła coraz częściej pisać o wyjazdach młodzieży izraelskiej do Polski. Rozpoczęła się debata na ile są one potrzebne, jak bardzo rozwijają w licealistach ducha patriotyzmu, który jest przecież ważny, szczególnie w przededniu powołania do armii. 

A było rzeczywiście o czym mówić, istniały powody, by zastanawiać się nad sensem tych wyjazdów. Z upływem lat przybywało kontrowersji, a czasem wręcz skandali. Prasa informowała, iż młodzież, nie umiejąc poradzić sobie z emocjami, demoluje pokoje hotelowe, upija się, a raz nawet zamówiła do warszawskiego hotelu, gdzie nocowała, miejscowe prostytutki. Jednocześnie odbywały się piękne, poruszające akademie i uroczystości, powiększała się grupa wyspecjalizowanych przewodników po dawnych hitlerowskich obozach, organizowano spotkania z dawnymi więźniami obozów, których uczniowie nazywali czasem z przekąsem „zawodowymi świadkami”. Przyjazdy do Polski stawały się dla wielu Izraelczyków integralną częścią poznawania na nowo ich ojczyzny i atrakcyjną przygodą. Zaczęli zatem przyjeżdżać nie tylko licealiści, lecz również oficerowie armii, pracownicy różnych sektorów gospodarki, np. banków, korporacji, a nawet nałogowi hazardziści (w Izraelu hazard jest wszak zabroniony), którzy bezsenną  i traumatyczną noc spędzoną w kasynie musieli odreagować wyjeżdżając choć na kilka godzin do Treblinki, Majdanka lub innego byłego obozu zagłady. Wyjazdy te upodobali sobie szczególnie politycy, powtarzający po powrocie, że dopiero tam zdołali zrozumieć sens istnienia państwa żydowskiego. Podczas „marszu żywych” w kwietniu 2003 roku izraelskie myśliwce przeleciały nad byłym obozem zagłady Auschwitz-Birkenau, a dowódca eskadry powiedział w wywiadzie prasowym, że „machając skrzydłami nad obozem postanowił pożegnać się w ten sposób z prochami zamordowanej tam babci”.  (...)

© Copyright 2014