Wszystko, co można spotkać

Israel Jehoszua Singer

Psycholog

W Sewastopolu, w parku, podszedł do mnie facet w czapce czynownika z czasów cara Mikołaja, w poszarpanych spodniach z dziurami, przez które widać było ciało, but na jednej nodze, druga noga owinięta szmatą. Prawdziwy rosyjski włóczęga, bradiaga. Zupełnie jakby odgrywał rolę, wypisz wymaluj wyjęty ze sztuki Na dnie Gorkiego.

– Porozmawiacie, obywatelu, trochę ze mną?

– A o czym?

– No, porozmawiajmy o psychologii…

– Niech będzie…

– A może jesteście zainteresowani posłuchać czegoś o miłości?

– Niech będzie o miłości.

– Albo o zdradzie?

– Niech będzie o zdradzie, ale proszę szybciej, bo muszę iść.

– No to zaczynam – mówi facet. –  Jak pan widzi, jestem byłym człowiekiem.

– Czytał pan chyba Gorkiego.

– Nie. Mówię to sam z siebie. Jeszcze dwa miesiące temu byłem nauczycielem, a teraz wyglądam tak, jak pan widzi.

– Dlaczego?

– Przyszło to za sprawą miłości – mówi. – Miałem żonę, którą kochałem tak, jak tylko można kochać, a ona mnie zdradziła… – No… – Mamy już w takim razie – mówi facet – miłość i zdradę załatwioną. Co jeszcze miałem powiedzieć? Zapomniałem…

– O psychologii.

– Rzeczywiście. O psychologii. – No i co pan powie o psychologii? – spytałem.

– Powiem, że da mi pan rubla.

– A skąd ma pan taką pewność?

– Tak to widzę.

– Nie, nie dam panu.

– Dlaczego?

– Żeby panu pokazać, że jest pan złym psychologiem.

– Nieprawda, właśnie, że mi pan da.

– Dlaczego?

– Bo ja panu powiem, na co potrzebuję i pan mi nie odmówi.

– No to na co pan potrzebuje?

– Na wódkę, gołąbeczku!

– Na wódkę?

– Tak, na wódkę. Mógłbym panu skłamać, opowiadać, że potrzebuję na chleb, że umieram z głodu, ale nie chcę. Wolę powiedzieć panu prawdę.

– Dlaczego?

– Jakbym prosił na chleb, dałby mi pan tylko kopiejkę, może dwie, a tak to mi pan da rubla, prawda?

– Prawda. – I co?

Widzi pan już, że jestem psychologiem!

– Widzę

– Wszystkiego dobrego, dziękuję!

Trzy razy zdejmował swą starą czapkę dawnego rosyjskiego czynownika, odsłaniając piękną czuprynę jasnych włosów, kłaniając się elegancko jak po przedstawieniu w operze.

– Uszanowanie, panie doktorze! – rzucił po niemiecku na odchodne i znikł mi z oczu. Chwilę potem miałem wokół siebie z dziesięciu małych włóczęgów, bezdomnych. Gdybym nie zdążył na czas na tramwaj, byłbym załatwiony.

 

© Copyright 2014