Wielkie poruszenie

Emilia Walczak
Wielkie poruszenie

Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego od dobrych już paru
lat zajmuje się publikacją książek związanych z historią
i kulturą Żydów w Polsce. Nie do przecenienia jest oczywiście
świetna seria „Judaica Łódzkie”, w ramach której ukazało się między
innymi pierwsze tłumaczenie na język polski jidyszowych Bałut.
Powieści o przedmieściu (2018) Jisroela Rabona czy też Sztetl,
szund, bunt i Palestyna. Antologia twórczości literackiej Żydów
w Łodz
i (1905–1939) pod redakcją Dariusza Dekierta, Ewy Wiatr
i Krystyny Radziszewskiej z 2019 roku. Ale również pośród książek
z zakresu filologii polskiej znaleźć można prawdziwe perełki. I tak
jak pasjonująca i rzucająca całkiem nowe światło na kanonicznych
autorów oraz na ich relacje z żydowskimi braćmi była na przykład
lektura Polskich pisarzy wobec faszyzmu (2015) Pawła Maurycego
Sobczaka (Gałczyński!), tak samo fascynująca i odkrywcza jest
ubiegłoroczna pozycja Marty Tomczok zatytułowana Czy Polacy
i Żydzi nienawidzą się nawzajem? Literatura jako mediacja
(choćby
Nałkowska!). Wprawdzie tytuł ów, a z pewnością już jego pierwsza
część, nawiązująca oczywiście do pamiętnego eseju Romana
Zimanda pod tytułem Piołun i popiół z 1987 roku (również omawianego w tym tomie),
wydać się mogą z początku iście sensacyjne, a co poniektórym politycznie
zindoktrynowanym osobnikom przywiodą nawet na myśl
niemiłe im gorące tezy spod znaku Jana Tomasza Grossa. Książka
znanej badaczki literatury polsko-żydowskiej i żydowsko-polskiej
z Uniwersytetu Śląskiego oraz redaktorki naczelnej rocznika „Narracje
o Zagładzie” stanowi jednak chłodną, precyzyjną literaturoznawczą
analizę kilku wybranych, powstałych w Polsce powieści
i wierszy (Erna Rosenstein; jej Odbicia zdobią zresztą okładkę),
począwszy od jeszcze przedwojennych Węży i róż Zofii Nałkowskiej,
aż po… Króla (2016) i Królestwo (2018) Szczepana Twardocha.
Bo czego by nie myśleć na temat twórczości popularnego pisarza
ze Śląska, nie sposób go w omawianym tu dyskursie całkowicie
zignorować.
Już sam rozdział pierwszy, zatytułowany Zniknięcie polskiej
szlachty i rządy żydowskiego „szczepu”
, a poświęcony autorce Medalionów,
przynosi ciekawe spostrzeżenia i konstatacje. Tomczok
dokonuje w nim bowiem analizy powieści zaliczanej do pierwszego
okresu twórczości Nałkowskiej, Węży i róż z 1914 roku, i czyni to
głównie pod kątem obmierzłego polocentrycznego języka, jakim
posługiwała się wówczas autorka. Niepochlebne dla Nałkowskiej
są tu dwa zestawienia. Po pierwsze, z sir Edwardem Burnettem
Tylorem, który to w swej wydanej pod koniec XIX wieku Antropologii
w sposób pogardliwy opisał Afrykanów („Negrów”) pracujących
w angielskich dokach („głowa Negra jest w rozmiarach swych
mniejsza niż zwykła objętość kapeluszy robionych dla Anglików”
itp.). Tomczok w wielu miejscach Węży i róż odnalazła takie właśnie
„etnograficzne”, tylorowskie podejście Nałkowskiej do żydowskiego
„egzotycznego szczepu” (to dosłowny cytat z powieści!). Są
więc Węże… niewolne od stereotypów i uprzedzeń w stosunku do
Żydów, jakie zaszczepić miał ich autorce ojciec, Wacław Nałkowski.
I nie dość że miała być Nałkowska przed II wojną światową
kobietą nieżyczliwą i mało empatyczną w stosunku do Żydów, to
dodatkowo zauważa jeszcze Tomczok ujawniające się w warstwie
językowej jej wczesnej powieści dziwnie seksistowskie podejście
do tradycyjnej roli kobiet w rodzinie żydowskiej, porównywalne
z tym reprezentowanym przez Ottona Weiningera w jego sławetnej
pracy zatytułowanej Płeć i charakter z 1903 roku! I oto jest właśnie
owo drugie niepochlebne zestawienie. Doprawdy – istna zgroza.
Dopiero II wojna światowa, tragedia Holokaustu i pożar warszawskiego
getta, którego była świadkiem, miały sprawić, że w życiu i twórczości Nałkowskiej

dokonał się istny „przełom społeczno-
językowy”, a autorka przeszła „wzorcową” – jak pisze Tomczok
– twórczą rewolucję. Straciła wtedy bowiem swoich żydowskich
przyjaciół, takich jak Bruno Schulz, Janusz Korczak czy Leo Belmont;
prześladowania dotknęły także jej znajomych skamandrytów.
I – rzec by można w skrócie – tak właśnie narodziła się Zofia
Nałkowska „filosemitka”, rzeczniczka ofiar, autorka kanonicznych
Medalionów (1946) i, wydanych dopiero w 1970 roku, Dzienników
czasu wojny.
Biografia w pigułce i prawdziwie pasjonująca lektura.
Trzyma w napięciu lepiej niż Hitchcock.
Ciekawie też Tomczok podejmuje kwestię twórczości Tadeusza
Borowskiego – kolejnego obok Nałkowskiej najczęściej „kanonizowanego”
przez lektury szkolne twórcy literatury postholokaustowej.
Autorka poświęca mu rozdział zatytułowany Co zostało
z „Kamiennego świata”?
, w którym pisze między innymi o zdecydowanie
niejednoznacznych związkach Polaków i Żydów, często
nawiązując przy tym do eseju – krytycznie nastawionego wobec
twórczości i samej osoby Borowskiego – Czesława Miłosza, to
jest do jego słynnego Bety – czyli nieszczęśliwego kochanka (1953).
I za autorem Zniewolonego umysłu określa Tomczok pisarstwo Borowskiego
o Zagładzie jako afektywne, w dodatku mające służyć
wyłącznie jego własnym, prywatnym interesom. Wszystko to bez
wątpienia rzuca zupełnie inne światło na nasze lektury sprzed lat,
każe czym prędzej do nich wrócić i na nowo je zinterpretować.
Nie sposób tu oczywiście omówić całą, składającą się z trzynastu
rozdziałów, ponad dwustustronicową pracę Tomczok, ale o jeszcze
jednej kwestii trzeba tu napisać jako o ciekawostce. Książka autorki
wcześniejszego opracowania pod tytułem Czyja dzisiaj jest Zagłada?
Retoryka – ideologia – popkultura
(2017) przynosi bowiem
jeszcze rozdział zatytułowany Smutni książęta patrzą na ptaki, który
poświęcony jest… popularnej piosence Łucji Prus i Skaldów do
słów Agnieszki Osieckiej – W żółtych płomieniach liści z 1968 roku,
przy czym data jej powstania stanowi tu oczywiście klucz do całej
interpretacji. I nagle okazuje się, że utwór wcale, jak by się mogło
z pozoru zdawać, nie wyraża wzajemnej tęsknoty dwojga byłych
ukochanych, nie jest jakąś uniwersalistyczną opowieścią o przemijaniu
i rozstaniu, ale nawiązuje do masowego exodusu Żydów
z Polski po wydarzeniach Marca ’68! I mimo że aluzja zawarta między
innymi w słowach: „Wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują,
ci zostają / Na łące stoją jak na scenie, czy też przeżyją, czy
dotrwają”, po lekturze omówienia Tomczok wydaje się oczywista,
to dla kogoś niepamiętającego czasu premiery piosenki Skaldów
może być jeno tkliwą frazą słyszaną od czasu do czasu, przypadkiem,
w radiu nadającym złote przeboje sprzed lat. Zatem odkrycia,
odkrycia i jeszcze raz odkrycia – oto co przynosi lektura Czy
Polacy i Żydzi nienawidzą się nawzajem? Literatura jako mediacja.

A dla badaczki takiej jak Marta Tomczok materiału do analiz
z pewnością z roku na rok będzie przybywać, bo – jak zauważyła
autorka już w samym (esencjonalnym!) wstępie do książki – po
1989 roku mamy do czynienia w polskiej literaturze ze wzmożonym
zainteresowaniem tak zwaną tematyką żydowską, które
przybiera na sile w narracjach ostatnich lat, co odpowiada oczywiście
fizycznej „nieobecności” Żydów w Polsce. Pozostaje mieć
tylko nadzieję, że zmaleje jednak produkcja kiczu holokaustowego
„…z Auschwitz” i że pan Twardoch znajdzie sobie w końcu jakieś
inne tematy do swych kolejnych powieści.

 

Marta Tomczok, Czy Polacy i Żydzi nienawidzą się nawzajem? Literatura jako mediacja
Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2019

© Copyright 2014