Monologi o miłości (o spektaklu "Cholernie mocna miłość" w Teatrze im. W. Horzycy w Toruniu)

Aram Stern

Gdy równo przed dwoma laty, w przeddzień II Marszu Równości, udekorowany tęczowymi flagami Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu zaprosił na performatywne czytanie fragmentów książki Cholernie mocna miłość. Prawdziwa historia Stefana K. i Williego G. Lutza Van Dijka, zapewne wiele osób z publiczności zastanawiało się, w jaki sposób ta niezwykła i dotąd nieznana historia wielkiej miłości Polaka i Austriaka z Wehrmachtu zostanie zaprezentowana na scenie.
Wstrząsającej opowieści Stefana Kosińskiego (właściwie Teofila), szarpiącej duszę, bo tak prawdziwej (choć opisanej literacko nieco chwiejnie), szaleńczo ognistej, zakazanej poniekąd dwuwektorowo: homoseksualnie i „antypolsko”, na toruńskiej scenie postanowili się przyjrzeć reżyserka Aleksandra Jakubczak i autor scenariusza Krzysztof Szekalski. Jak się okazuje, nie było łatwym zadaniem przeniesienie do teatru opowieści tak kontrowersyjnej, w której nastoletni główny bohater Stefan w okupowanym właśnie przez hitlerowców mieście Thorn (Reichsgau Danzig--Westpreußen), zakochuje się żołnierzu Wehrmachtu – Willim.
Trudność polegała chyba głównie na tym, by z jednej strony nie oceniać Stefana, który przecież nie bardzo pasuje do „bohaterskiej” wizji Polaka walczącego z okupantem, z drugiej zaś nie czynić ze spektaklu „tęczowo-flagowego” współczesnego manifestu. Tym samym powstało przedstawienie bardzo kameralne, wysublimowane i nienachalne z symbolicznymi odnośnikami do problemów osób LGBT+, tak aktualnych od czasu pandemiczno-wyborczego lata 2020 roku.
Reżyserka swoje tezy buduje przede wszystkim ze wspaniale zestrojonych ról aktorskich, bez obfitości efektów teatralnych. Grający gościnnie Błażej Stencel rolę Stefana tworzy dyskretnie, z młodzieńczym „szwungiem”, radością wchodzenia w dorosłość w krótkich spodenkach, z fascynacji teatrem (cóż, że teraz niemieckim) i bez przejaskrawień, idealnie oddaje ekspresję homoseksualnego nastolatka. Z kolei Wojciech Jaworski w roli Williego w stylizowanym mundurze wychodzi wreszcie ze swego unieruchomienia mimicznego i personifikuje bohatera przejmującym spojrzeniem w głąb siebie. Za to rewelacyjnie niejednowymiarowa Matka Stefana (Matylda Podfilipska), początkowo zajadle nienawidząca okupanta zaciętą rozpaczą, z czasem walczy (pod fotelem!) ze zrozumieniem jego „nieobyczajnej” miłości, wreszcie szczerze cierpi, gdy jej dziecko trafia do więzienia, skazane z paragrafu 175, różowym trójkątem, jako jedyny znany Polak… Jej wstrząsający monolog wzrusza do łez, podobnie jak ten Macieja Raniszewskiego, grającego jej drugiego syna – Mikołaja. Kocha on swego brata, choć nie potrafi poradzić sobie z wykluczeniem go za homoseksualizm. Jedynie finałowa, długa reminiscencja starego Stefana (Bartosz Woźny), pauzowana celowo, z palącym bólem, staje się nieco męczącym, ale koniecznym zamknięciem tej smutnej opowieści. (...)

© Copyright 2014