Festiwal odpowiedzialny

Z Agatą Siwiak rozmawia Zbigniew Pakuła

Z Agatą Siwiak, dyrektorką artystyczną Festiwalu Bliscy Nieznajomi „Wspólnota”
rozmawia Zbigniew Pakuła

Co było głównym tematem IX edycji festiwalu?

Wspólnota. Wyszłam od napisu „Naród sobie” na frontonie Teatru Polskiego w Poznaniu, który 140 lat temu zbudowali „sobie” ze składek obywatele miasta. Zastanawiałam się, czym jest „naród” i czy powinien być „tylko sobie”. Czy możemy o narodzie myśleć w sposób bardziej otwarty? Jestem przekonana, że w naszej wspólnocie było i może być wiele narodowości, wyznań, orientacji seksualnych, opcji politycznych. Wspólnoty nie można ograniczać do wspólnoty wyłącznie narodowej. Jakie to jest niebezpieczne, przekonuje krwawa historia XX wieku i współczesne wojny, a właściwie cała historia naszej cywilizacji. Na tych pytaniach i problemach zbudowałam program festiwalu odwołując się pojęcia wspólnoty – wspólnot, które są niehierarchiczne, demokratyczne, oparte na różnych doświadczeniach, jednoczące ludzi.

W programie znalazł się spektakl Anny Smolar.


Dlaczego „Aktorzy żydowscy”? Bo na festiwalu analizowaliśmy wspólnotę z rozmaitych perspektyw, dyskursów społecznych,
a więc i teatralnych. Grupa artystów żydowskich to bardzo szczególna wspólnota. Teatr w ostatnich latach kojarzył się z taką reprezentacją
kultury żydowskiej, która jest mi obca. Moim zdaniem stereotypowa,ugruntowująca takie „klisze w dobrej wierze”, jak szmoncesy, pejsy,
klezmerzy i sentymentalizm. Tymczasem dzisiaj kultura żydowska reprezentowana jest także przez młode środowisko żydowskie, myślące nowocześnie, dalekie od sentymentalnego traktowania tematu, które w istocie oddala nas od tego, czym Żydzi byli w naszym społeczeństwie i kulturze.


Anna Smolar zastanawia się, co oznacza ta wspólnota dzisiaj?


Tak, pyta o żywą współczesną tożsamość, często wypieraną, marginalizowaną. Reżyserka ma prawo o tym mówić odwołując się do własnego
doświadczenia. Należy do pokolenia, które nie zawsze znajduje dla siebie miejsce w tym, co proponują gminy żydowskie. Smolar weszła
do takiego szmoncesowego teatru, by zapytać, co oznacza dzisiaj bycie w tym miejscu. Interesujące, że spektakl złożony jest z bardzo osobistych historii.
To, co osobiste, dotyka nas najmocniej. O jakiejkolwiek tożsamości najlepiej rozmawiać poprzez jednostkowe doświadczenie, odwołując
się do tu i teraz i do własnej historii i pamięci. Jest w spektaklu taka zabawna scena, kiedy aktorka o najbardziej żydowskim wyglądzie,
o ciemnych włosach i wydatnym nosie, nagle mówi: proszę państwa, ja tu jestem tylko za wygląd, nie mam żadnych korzeni żydowskich.
Wspólnota teatru żydowskiego składa się z osób z tożsamością żydowską oraz takich, które są tam trochę z przypadku. Bohaterowie przedstawienia
są uwięzieni w tradycji tego miejsca i w oczekiwaniach stawianych im przez otoczenie. Próbują zrozumieć paradoksy sytuacji,
w której się znajdują, chcą też uciec od etykiet i uproszczeń. Dlatego ta opowieść jest szalenie ciekawa. Mierzy się z historią i współczesnością
polskich Żydów, także z historią tego konkretnego teatru. Poruszający spektakl, wielowątkowy, intymny.


Czy ze spektaklem Anny Smolar korespondowały inne teatralne wydarzenia festiwalu?


Wspólnoty dotyczył także spektakl Katarzyny Szyngiery, która z Mirosławem Wlekłym zebrała w Polsce i na Ukrainie dokumentalny materiał o tym, co zdarzyło się między Polakami i Ukraińcami w 1943 roku. „Swarka” z Teatru Polskiego w Bydgoszczy rewiduje wielką historię, nieprzepracowaną, za to upolitycznioną, zmanipulowaną
przez historyków – rzeź wołyńską. Zderza dominujące dotychczas świadectwa, szczególnie popularne w prawicowym dyskursie, w których Polacy są jedynie ofiarami a Ukraińcy bestiami, z jednostkowymi świadectwami Ukraińców i Polaków. Reżyserka nie domaga się obiektywnej prawdy historycznej. Zbiera jedynie świadectwa
ludzi, którzy odchodzą. Ich opowieści przetworzone są przez upływający czas, niepamięć, przez wypaczenia ideologiczne. To, że są to osobiste historie, jest ich wielką wartością. Szyngiera pokazuje, że po obu stronach granicy jest wiele prawd, a wielka historia zmienia się w prywatną, intymną, w dramat pojedynczego człowieka.
W naszej festiwalowej teatralnej wspólnocie znalazł się także spektakl Krystiana Lupy „Wycinka” na podstawie Thomasa Bernharda. Ironiczny, krytyczny. To opowieść, dla której punktem wyjścia jest spotkanie dawnych przyjaciół-artystów. Krystian Lupa przygląda się ich drodze od niepokornych, walczących o istotne sprawy twórców do
odnoszących sukcesy, z wysoką społeczną pozycją, ale zblazowanych, zmęczonych konformistów, którzy nie widzą spraw najistotniejszych. To opowieść o artystycznej pseudowspólnocie, która nie pamięta już, po co jest sztuka – a jest, w co wierzę, by nas zmieniać, dotykać, wybijać z wygody.


Do jakiego stopnia w „Bliskich Nieznajomych” otworzyła się Pani na inne wymiary wspólnotowości?


W ramach idiomu „Wspólnota Kobiety” zaprosiliśmy na warsztaty kobiety mieszkające w hostelach pogotowia społecznego, muzułmanki, matki chcące mówić o macierzyństwie, także w kontekście obecnej sytuacji wywołanej próbą zmiany ustawy antyaborcyjnej. Dla mnie festiwal miał być odpowiedzialny społecznie, troszczyć się o dobro wspólne i być demokratyczny. Dlatego udział w nim wzięli reżyserzy wybitni i twórcy młodego pokolenia, starzy i młodzi, mężczyźni i kobiety, osoby wykluczone i wyznające inną religię. Podczas festiwalu znalazło się miejsce na lokalne opowieści, warsztaty, instalacje, koncerty. Przez siedemnaście festiwalowych dni byliśmy razem i dla siebie.

© Copyright 2014