Ballada o pewnej fabryce

Marzena Dobosz
Człowiek z Manufaktury. Fot. Joanna Miklaszewska
Człowiek z Manufaktury. Fot. Joanna Miklaszewska
Człowiek z Manufaktury. Fot. Joanna Miklaszewska
Człaowiek z Manufaktury. Fot. Joanna Miklaszewska

„Ja chcę, żeby moja Łódź rosła, żeby miała pałace wspaniałe, ogrody piękne, żeby był wielki ruch, wielki handel i wielki pieniądz” – mówił z miłością w reymontowskiej Ziemi obiecanej drobny łódzki kupiec Halpern. Z podobną wiarą w rozwój miasta otwierał kolejne fabryki Izrael Poznański, najsłynniejszy łódzki przedsiębiorca, filantrop, twórca nowoczesnej Łodzi. W pełnych przepychu pałacach, które pozostawił, mieszczą się dziś muzea i instytucje publiczne, a jedna z jego fabryk to słynna Manufaktura świętująca właśnie trzynastą rocznicę otwarcia. Miejsce, które powstało dzięki marzeniom i uporowi Mieczysława Michalskiego, ostatniego dyrektora dawnej fabryki Poznańskiego. O takich wielkich marzycielach opowiada spektakl operowy Człowiek z Manufaktury w łódzkim Teatrze Wielkim.

Czy Izrael Poznański, syn niezbyt zamożnego kupca z małego miasta pod Łodzią, mógł się spodziewać, że zostanie bohaterem opery? To właśnie jego życie stanowi kanwę pierwszego aktu Człowieka z Manufaktury, spektaklu zrealizowanego z inicjatywy Pawła Gabary, poprzedniego dyrektora Teatru Wielkiego, który wspólnie z mecenasem – łódzką Manufakturą – ogłosił konkurs kompozytorski na operę o historii Łodzi. Libretto zamówiono u znakomitej dramatopisarki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. Jury pod przewodnictwem Krzysztofa Pendereckiego wyłoniło zwycięzcę: wygrał młody kompozytor i dyrygent – Rafał Janiak, adiunkt na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym. Reżyserię Człowieka z Manufaktury powierzono Waldemarowi Zawodzińskiemu, związanemu od 1992 roku z Teatrem im. Stefana Jaracza 
 w Łodzi, twórcą niezliczonych spektakli dramatycznych i oper.

Człowiek z manufaktury rozpoczyna się w 1900 roku: złożonemu wysoką gorączką Izraelowi Poznańskiemu, leżącemu na łożu śmierci, ale otoczonemu bliskimi, zwiduje się przedziwna postać: ogromny Koń-Marynarz niczym mityczny przewoźnik zaprasza przemysłowca na statek, oferuje bilet, który tym razem wreszcie „nic nie kosztuje”. Rozgorączkowany Poznański chce płacić, bo przecież może zapłacić, ma miliony! Czy słyszymy w tych zapewnieniach strach? Czy jeden z najbogatszych łodzian uświadamia sobie właśnie, że tam, dokąd chce go teraz zabrać centaur w marynarskiej czapce, jego fortuna na nic się już nie przyda? Zostawi ją dzieciom, które czuwają przy jego łóżku. Broni się jeszcze, wstaje, chce biec na spotkanie z baronem Hirschem w sprawie,  w sprawie… No właśnie, w jakiej sprawie? Jest już za późno. Stary Poznański nie ma już żadnych spraw. Życie najbogatszego Żyda  w Łodzi dobiega końca. W ostatnią podróż wyrusza samotnie, bez bagażu i bez pieniędzy.

Teraz akcja dramatu cofa się do roku 1892: do wydarzeń, które boleśnie zapisały się w historii miasta, ale też w historii ruchu robotniczego. To wtedy, w maju, w Łodzi znajdującej się wówczas w zaborze rosyjskim miał miejsce jeden z pierwszych strajków generalnych na ziemiach polskich. Wyzyskiwani robotnicy zakładu włókienniczego odmówili pracy i ruszyli w proteście do innych fabryk namawiać ich pracowników do strajku. Doszło do zamieszek i kilkudniowych walk z carskim wojskiem wezwanym na pomoc przez fabrykantów. Pretekstem do krwawej rozprawy z robotnikami stały się pogromy ludności żydowskiej, do których doszło  w jednej z łódzkich dzielnic, podobno sprowokowanych przez carską policję polityczną, a wykonanych rękami miejscowej ludności.

W wyniku łódzkiego strajku generalnego, który wybuchł spontanicznie i bez planu, życie straciło wielu robotników i żołnierzy. Był to czytelny sygnał dla fabrykantów, że brać robotnicza zyskuje świadomość swoich praw i z bezwolnej masy wykształcają się organizacje związkowe, które kiedyś będą się upominać o godność ludzi pracy. A wielcy przedsiębiorcy tacy jak Poznański będą musieli uwzględnić te żądania.

Znamy historię, wiemy, jak potoczyły się losy robotników  i fabrykantów w całej Europie: wojny, rewolucje, powstania, ludobójstwo, dyktatury, reżimy… XX wiek studził rozpalone głowy XIX -wiecznych marzycieli, jego schyłek położył kres epoce przemysłowej, a w kolejne stulecie weszliśmy z rewolucją informatyczną. Jak uchwycić ten moment zmian? Co zrobić z rzeszą niepotrzebnych już pracowników? Jaka przyszłość czekała łódzkie fabryki? Autorka libretta Człowieka z Manufaktury, Małgorzata Sikorska-Miszczuk, nie pierwszy raz mierzy się z pytaniami, na które odpowiedź jest tak bolesna, że lepiej ich nie zadawa.

We wstrząsającej Walizce pytała ustami głównego bohatera, co można zobaczyć w Muzeum Zagłady, jakie „obrazy” wiszą na ścianach galerii ludobójstwa? W Człowieku z Manufaktury z kolei zadaje pytania o sprawy ostateczne: co po nas zostanie, jaka „wieczność” nas czeka i czym jest pamięć o ludziach i rzeczach, które po sobie pozostawili?

(...)

Rafał Janiak Człowiek z Manufaktury

Libretto: Małgorzata Sikorska-Miszczuk,

reżyseria, scenografia, światła: Waldemar Zawodziński,

kostiumy: Maria Balcerek, choreografia: Janina Niesobska, kierownictwo chóru: Maciej Salski,

obsada: Poznański – Stanisław Kierner (bas-baryton), Zofia – Małgorzata Walewska (mezzosopran), Koń-Marynarz – Jan Jakub Monowid (kontratenor) oraz soliści, chór, balet, orkiestra Teatru Wielkiego w Łodzi;

premiera: 2 lutego 2019, Teatr Wielki w Łodzi

 


 

© Copyright 2014