Szczątki historii (rec. Dorota Sajewska "Nekroperformans")

Maria Świątkowska

Książka Doroty Sajewskiej prowokuje nas do otwarcia „szeroko zamkniętych” oczu na teatr Wielkiej Wojny. Każe przemyśleć i przepracować temat wypierany z polskiej debaty nad historią, wprowadza nowe kategorie i z nowej perspektywy ogląda „śmiertelne konwulsje szczątków”. Autorka proponuje język daleki od martyrologii, porzucający patriotyczno-usługowy kod, dostrzegający „resztki” historii, które, jak przekonuje, nie są jej widmowym śladem, lecz namacalnym dowodem, materią mającą swoje życie po śmierci. Sajewska powtarza gest Marii Janion, mówiąc czytelnikom: Tak, do Europy, ale z naszymi resztkami.
Prologiem do liczącej ponad 400 stron narracji o teatrze Wielkiej Wojny jest zielnik Róży Luksemburg przekazany w latach 70. przez Konsulat Generalny PRL do Centralnego Archiwum KC PZPR. Karton z zeszytami pełnymi wysuszonych kwiatów nie stał się obiektem interesującym dla historyków, zazwyczaj uprzedzonych do pochodzącej z żydowskiej rodziny Polki, której zdaniem polski proletariat zamiast zajmować się nierealnymi postulatami niepodległościowymi powinien angażować się w walkę o wyzwolenie społeczne proletariatu światowego.
Sajewska otwiera to pokryte kurzem pudełko, a jego zawartość nazywa dokumentem bezcennym. W jej interpretacji zielnik staje się metaobrazem biografii Luksemburg i jej pośmiertnego życia. Nad herbarium rewolucjonistka najintensywniej pracowała w więzieniu i tam też, pod pseudonimem, napisała Kryzys socjaldemokracji, w którym piętnowała przemoc trwającej wojny, upominając się o „miliony istnień ludzkich” ginących w Ardenach, nad Sawą czy w Polsce.
Sajewska przypomina, że lata Wielkiej Wojny Luksemburg spędziła przede wszystkim w więzieniach. Nie mogła pisać, a jej listy poddane zostały ostrej cenzurze. Zielnik ma więc swój kontekst polityczny, zwłaszcza że połowę zebranych obiektów stanowiły rośliny z terenu więzienia. Herbarium Róży Luksemburg staje się więc zapisem jej stanu emocjonalnego z zaszyfrowanym w nim potencjałem politycznym. Sajewska „czyta” zielnik równolegle z listami z więzienia, prowadzi wzajemnie „oświetlającą się
lekturę”. Rekonstruuje myśli i zachowania Luksemburg, a w odniesieniach do więziennych ptaków i owadów dostrzega ich wpływ na poglądy polityczne rewolucjonistki. Podobny trop odnajdziemy w listach więziennych Ernesta Tollera, „zaprzyjaźnionego” z odwiedzającymi jego celę jaskółkami.

Autorka Nekroperformansu w więziennym kontemplowaniu świata organicznego Róży Luksemburg dostrzega źródło jej radykalnego powrotu do Berlina
i zaangażowania się w rewolucję listopadową. Przypomina przeczucie śmierci sformułowane przez Luksemburg jeszcze w celi (w liście do żony Karla Liebknechta pisała: „To Wy najlepiej wiecie, że zginę na posterunku, w jakiejś walce ulicznej albo w więzieniu”). Tak się wkrótce stało. Sajewska przypomina kłopoty z pochówkiem jej ciała i decyzję nazistów, którą było usunięcie z ziemi „ciał obcych” i przekształcenie tego miejsca w „teren zielony”, oddania go we władanie roślin, którym tak wiele uwagi poświęciła Róża Luksemburg w więziennej celi. Jej ciało nigdy nie zostało ostatecznie zidentyfikowane i dlatego – jak pisze Sajewska, komentując „nieobecność”
szczątków organicznych – na znaczeniu zyskały inne pozostałości materialne: uschłe kwiaty, fotografie, strzępki ubrań.
„Życie pośmiertne ciała. Prolog”, rozdział wprowadzający czytelników do kolejnych rozważań autorki, streszczamy tu, jak na krótką recenzję dość szczegółowo, umożliwia nam bowiem zrozumienie stosowanej przez Sajewską metody badawczej. U jej początku jest zawsze wiedza faktograficzna, badania źródłowe, a zwłaszcza terytoria pomijane przez klasycznych historyków, szczególnie tych, którzy wierzą, że ich opracowania naukowe raz na zawsze nadają porządek pamięci żywej. Autorka nie podziela
tego roszczenia do posiadania wyłącznego prawa właściwej interpretacji przez nauki historyczne. Jest po stronie tych, którzy sądzą, iż „ja” historyka nie należy usuwać, że empiryczne podstawy przeszłości łączą się z teraźniejszością uwzględniając wiele pamięci, w tym kulturową, reprezentowaną przez dzieła sztuki. Do tego otwartego i poszerzanego repertuaru dorzuca swoją metodę badania resztek, szczątków, materialnych śladów istnienia wypieranych z oficjalnego dyskursu historycznego. Powiedzieć,
że przywraca im życie, byłoby nieprawdą.
One żyją, a Dorota Sajewska jedynie wydobywa je na powierzchnię z mułu pamięci, by mogły stać się materiałem innej wersji przeszłości. Teatralizuje ją,wprowadzając pojęcia: teatru Wielkiej Wojny, sceny, dramatu, resztek innych mediów (filmu, fotografii, muzyki, literatury), widowisk rekonstrukcyjnych, performansów społecznych i wielu innych praktyk artystycznych. „Wychodząc z takiego przekonania – pisze autorka – podejmuję próbę tropienia śladów w polskich i niemieckich performansach społecznych
i artystycznych początków XX wieku wątków, tematów i problemów, które pozwoliłyby – jak pisała Róża Luksemburg – usłyszeć po skończonym przedstawieniu
hurrapatriotyzmu «ochrypłe nawoływanie sępów i hien pól bitewnych» oraz zobaczyć, jak na skutek przemocy «miasta stają się rumowiskami, wsie cmentarzami, całe połacie kraju pustynią, ludność zbiorowiskiem żebraków»”.  (...)
 

© Copyright 2014