Europa po Prouście

Janusz Wilk
Europa po Prouście

Janusz Wilk

Europa po Prouście

Czasu nie da się odnaleźć. Ale teatralna trupa Krzysztofa Warlikowskiego od lat szuka go wędrując po teatralnych scenach. Zbiera doświadczenia, dojrzewa, starzeje się. I wciąż nas zaskakuje.

Warlikowski sięga po powieść "W poszukiwaniu straconego czasu", by opowiedzieć o starym kontynencie w momencie jego dramatycznej przemiany. Kluczem ma być sportretowane przez Marcela Prousta francuskie społeczeństwo wstrząsane antysemityzmem i Wielką Wojną.

„Francuzi” nie są jednak sceniczną realizacją powieści. Jeżeli już coś od Prousta reżyser zapożycza, to głównie krytyczne, pełen ironii spojrzenie. Obraz zmierzchu europejskiej cywilizacji przesiąkniętej hipokryzją seksualną, obraz człowieka spętanego konwencjami. Uwięzionego w klatce/salonie  księżny Oriany de Guermantes (Magdalena Cielecka), o którym Robert de Saint-Loup (Maciej Stuhr) powie: „Ten dom zawsze słynął ze styp dla wyższych sfer”. Na scenie „dom” pojawia się jako szklany prostopadłościan/salon w którym trwa przyjęcie. Rozbawione towarzystwo wywołuje ducha oficera Alfreda Dreyfusa, ofiary antysemickiej nagonki, która zdarła maski z francuskiego społeczeństwa dzieląc je na dwa wrogie obozy. Zabawa zamienia się w polowanie na Żydów. Sączone, powolne, w atmosferze znudzenia, niedziania się, konwenansów i hipokryzji.

O tej ostatniej mówi proustowski Narrator (Bartosz Gelner) w pełnym temperatury monologu. Rzuca swoje słowa w twarz homoseksualistom, prowadzącym podwójne życie, mającym żony i kochanków. Hipokrytom w życiu publicznym przywołuje obraz Sodomy i Gomory: "Otóż, zaledwie tam przybywszy, sodomici opuściliby miasto, aby nie uchodzić za jego mieszkańców (…) Udawaliby się do Sodomy jedynie w dniach ostatecznej konieczności, kiedy ich miasto byłoby puste, w owych czasach, kiedy głód wypędza wilki z boru, to znaczy, że wszystko działoby się w rezultacie tak, jak się dzieje w Londynie, w Berlinie, w Rzymie, w Petersburgu lub w Paryżu". I w Warszawie - dodaje Narrator.

Przed premierą Warlikowski wyjaśniał: "Ideą spektaklu nie jest tworzenie scenicznego ekwiwalentu powieści, ale znalezienie świata równoległego, struktury, przez którą przewleczemy naszą epokę jak przez precyzyjne ucho igielne krytycznego spojrzenia Prousta, z zachowaniem jego szczególności i ostrości widzenia i błyskotliwego poczucia humoru. Pogrążeni wśród czasu, który nie ma struktury linearnej, zbliżamy się do radykalnego obrazu Prousta, w miejscu do tego idealnym, w którym krążą energie społeczne i duchowe, czyli w teatrze."    

Przyglądamy się więc fascynacji Warlikowskiego tym radykalnym obrazem, stykiem biografii Prousta z jego dziełem. Biografii Żyda po matce, homoseksualisty, zacierającego w swoim życiu biograficzne głębokie ślady i tropy, skrywającego je pod powierzchnią salonowego, skonwencjonalizowanego fałszu życia. W swojej powieści pisarz opowiada o nim z fascynacją, pomimo że kreśli schyłkowy obraz opisywanego społeczeństwa, który wciąż powraca. Bo każda epoka ma swoje poczucie krańcowości. Dzisiaj też chorujemy – zdaje się mówić Warlikowski – nie znamy kierunku w którym podąża świat. Przesunęły się jedynie granice hipokryzji, kłamstwa, obłudy. Tym, co się nie zmienia, lub zmienia się mniej, są nasza wrażliwość, lęki i pragnienia. Koniec Europy się zbliża i jednocześnie oddala. To współczesne doświadczenie przyniesione przez widza do teatru może stać się jego udziałem gdy ogląda „Francuzów”.   (...)

© Copyright 2014