Nie nazwę jej "słabą", lecz przywołąm jej imię

Z Izoldą Kiec rozmawia Barbara Kowalewska
Nie nazwę jej "słabą", lecz przywołąm jej imię
Nie nazwę jej "słabą", lecz przywołąm jej imię

Urodzona w Kijowie w 1917 roku, wychowana w Równem Wołyńskim, Zuzanna Ginczanka studiowała w Warszawie, związana była ze skamandrytami i środowiskiem Zodiaku. Zginęła z rąk Gestapo w 1944 roku w Krakowie. Mało znana po wojnie, została przywrócona kulturze polskiej dzięki archiwalnym badaniom Izoldy Kiec. W ostatnich kilku miesiącach ukazują się kolejne jej publikacje o poetce: Poezje zebrane (1931–1944) (Marginesy, 2019), Szoszana znaczy Niewinna. O poezji i biografii Zuzanny Ginczanki (Instytut Kultury Popularnej, 2019) oraz biografia Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt (Marginesy, 2020).


Z Izoldą Kiec rozmawia Barbara Kowalewska.

Barbara Kowalewska: To Twój powrót do pisania o poetce po długiej przerwie. Jaki był początek?
Izolda Kiec: W 1991 roku, kiedy opublikowałam pierwszy tom wierszy Ginczanki, nowy rynek wydawniczy dopiero się tworzył i nie było łatwo wydać poezję nieznanej poetki. Udało mi się to dzięki pomocy kuzynki Zuzanny z Paryża, Lidii Varsano. Gdy do niej jechałam, miałam nadzieję, że mi opowie o Zuzannie, ale niewiele
pamiętała. Była jednak poruszona tym, że ktoś przypomniał sobie o jej siostrze ciotecznej i zaoferowała, że skoro nie może mi pomóc swoją pamięcią, sfinansuje wydanie wierszy Zuzanny. Ta książka otworzyła mi drzwi do różnych ludzi, którzy ją znali i od których wiele się dowiedziałam o Ginczance. Najmniej było takich, którzy pamiętali ją z czasów okupacji. Rękopisy, których nie udało mi się zamieścić w tomiku, opublikowałam w mojej pierwszej biografii poetki (de facto doktoracie) Zuzanna Ginczanka. Życie i twórczość w 1994 roku.

To wówczas zaczęła się „moda na Ginczankę”?

Zaczęli się nią interesować między innymi Jarosław Mikołajewski, Agata Araszkiewicz, ja się wtedy wycofałam. Nie lubię być w tłumie i męczą mnie zbiorowe emocje. Pisałam okazjonalnie artykuły na czyjąś prośbę. W 2014 roku w Fundacji Pogranicze wyszły opracowane przeze mnie Poezje zebrane Ginczanki. Kiedy
zgłosiły się do mnie Marginesy z propozycją ponownego wydania monografii Ginczanki, zawahałam się, bo od pierwszego wydania zostały już odnalezione nowe dokumenty na jej temat, ale też ja jestem już kimś innym i wiedziałam, że musiałabym napisać tę książkę na nowo. Już wtedy planowałam Szoszanę, chciałam ze
sobą porozmawiać, zastanowić się, co to znaczy mówić o cudzym losie. Wydawnictwo zaproponowało mi więc najpierw przygotowanie tomu wierszy poetki. Dopiero po napisaniu Szoszany mogłam zająć się napisaniem po raz drugi o jej życiu i twórczości. Pisząc doktorat, nie wykorzystałam wszystkich informacji uzyskanych
przy tamtych poszukiwaniach. Teraz, po latach, znalazły się one w nowej biografii. Oprócz tego przeprowadziłam jeszcze dodatkowe poszukiwania archiwalne.

Twoje najnowsze opracowanie Poezji zebranych Ginczanki wykracza poza to, co możemy nazwać tomikiem poezji.
Nie chciałam, żeby było to powielenie poprzedniego tomu, wydanego przez Pogranicze, tym bardziej że odnalazłam nowe wiersze poetki i miałam też autorski pomysł na ten tom. Wydawnictwo Marginesy pozwoliło mi go zrealizować bez ingerencji. Podzieliłam wiersze Ginczanki na trzy okresy: Szkatuła(1931–1936), Przed
Trybunałem (1936–1939) i Ucieczka (1939–1944), bo jej wiersze bardzo się zmieniają na przestrzeni tych niewielu lat. W wierszach warszawskich im bliżej 1939 roku, tym więcej powagi, tajemnicy, smutku, niewypłakanych łez. Od 1939 roku bała się wychodzić z domu, pisała wiele, ale niewiele się zachowało, wtedy nie myślano
o ratowaniu wierszy, ale o ocaleniu życia. Na razie mamy trzy odnalezione wiersze z tego okresu, ale wierzę, że jeszcze się coś odnajdzie, że żaden zbiór jej wierszy nie będzie ostatecznie zamknięty.
(...)

 

© Copyright 2014