W Zaułku Salomona

Zbigniew Pakuła

Dwadzieścia lat temu ukazał się pierwszy numer czasopisma „Miasteczko
Poznań”. Miała to być krótka wydawnicza przygoda, zaplanowałem trzy edycje. Był
to osobisty projekt wynikający z moich podróży w latach 90. do Izraela. Chciałem
opowiedzieć na łamach pisma o spotkaniach z Żydami związanymi z Poznaniem
i Wielkopolską. Wielu z nich urodziło się nad Wartą, wielu spędziło tu dzieciństwo
i młodość. Gdy ich odwiedzałem w Tel Awiwie, Jerozolimie, kibucu En ha-Szofet,
wspominali z czułością czas przed Zagładą.
Zapisywałem ich opowieści. Chciałem je przywrócić mieszkańcom miasta, które się
od nich odwróciło i o nich zapomniało. Po ukazaniu się pierwszego numeru
profesor Anna Wolff-Powęska w nadesłanym liście pisała: „To najpiękniejszy
prezent podarowany mieszkańcom Poznania”. Krzysztof Czyżewski wyrażał radość,
że „w moim Poznaniu rodzi się pobratymcza inicjatywa wobec tego, co robimy w Sejnach”.
Od autorów napłynęły pierwsze propozycje publikacji. Stało się oczywiste, że pismo
należy wydawać. A było trudno, bo przez pierwszych pięć lat ukazywało się bez finansowego
wsparcia i bez dotacji. Gdy się o nie ubiegaliśmy, pytano mnie, czy na takie
czasopismo ktoś w Poznaniu czeka. Nie miałem dobrej odpowiedzi. Dzisiaj wiem
więcej. Mamy stałych prenumeratorów, pismo jest dostępne w salonach Empiku,
trafia do wielu bibliotek, w tym uniwersyteckich, a także do instytucji zagranicznych,
wśród których są między innymi Biblioteka Kongresu Amerykańskiego, Instytutu Jad
Waszem i Jüdisches Museum w Berlinie.
Przez czternaście lat działaliśmy bez redakcyjnego lokalu, zbyt skąpe środki finansowe
uniemożliwiały jego wynajęcie. Polityka nowych władz w Urzędzie Miasta
Poznania sprawiła, że pozyskaliśmy siedzibę i wsparcie. Od kilku lat redakcja mieści
się w budynku przy ulicy Żydowskiej, w kompleksie dawnego Schroniska dla
Starców i Zniedołężniałych im. Salomona B. Latza. Trudno o lepsze miejsce. Skwer
przed budynkiem nazwaliśmy zaułkiem Salomona, na murze zawisła tablica przypominająca
imiona i nazwiska dawnych mieszkańców. Mając siedzibę, mogliśmy
uzupełnić działalność wydawniczą o nowe inicjatywy. Od sześciu lat organizujemy
przeglądy filmów o tematyce żydowskiej, spotkania z autorami książek, wystawy,

wydajemy książki. Pod synagogą/pływalnią spotykamy się w Międzynarodowy Dzień
Pamięci o Ofiarach Holokaustu, a także w kolejne rocznice wybuchu powstania w
getcie warszawskim. Upamiętniamy ofiary ponad trzydziestu obozów pracy przymusowej
dla Żydów założonych w czasie wojny w Poznaniu i okolicy. Bez pamięci
o Zagładzie nasze działania byłyby mało ważne.
Przez dwie dekady pisaliśmy w „Miasteczku Poznań” o Żydach, Polakach i Niemcach.
Przywoływaliśmy postaci rabinów, uczonych, artystów. W naszym redakcyjnym
domu znaleźliśmy miejsce dla Firy, Roli, Heli, Heńka, Adka, Noacha, Barucha
i wielu innych, zwyczajnych osób. Wojna zabrała im rodzinę i Poznań, do którego
nie chcieli już wrócić. Opowiadaliśmy o ich życiu w Izraelu, kraju, który był i jest
także dla redakcji pisma ważnym punktem odniesienia. Wychodziliśmy poza własne
podwórko, nie zamykając się w lokalności.
Wędrując różnymi drogami, często daleko od domu, odsłanialiśmy sieć powiązań
i związków między Poznaniem a odległymi miejscami, w których żyli potomkowie
Żydów znad Warty. Przeszłość, o której pisaliśmy, była często
mroczna, zakłamana, spychana w sferę tabu. Nie baliśmy się pisać o bolesnych
tematach, o antysemityzmie czy kolaboracji. Staraliśmy się być po stronie prawdy
na miarę własnych dziennikarskich i obywatelskich kompetencji. Nigdy też nie konkurowaliśmy
z historykami, naukowcami, badaczami, zachowując zdrowy realizm
w samoocenie naszej społecznej inicjatywy. Ale też pamiętając, że budowniczy Arki
był amatorem, a Titanica – zawodowcem.
Dziedzictwo, o którym pisaliśmy, nawet to najstraszniejsze, staraliśmy się zamieniać
w etos odpowiedzialności, w szacunek dla praw mniejszości i dla praw człowieka.
Wielu z nas wie, że przede wszystkim każdy z osobna jest odpowiedzialny za pamięć i jej
brak. Na dalszym planie jest pamięć zbiorowa, kolektywna, instytucjonalna, często
poddawana manipulacjom i politycznym interesom.
Zanurzeni nie tylko w lokalną historię, otwarci byliśmy na wydarzenia współczesne
z obszaru sztuk wizualnych, literackich, teatralnych. Pamiętając o kotwicy zanurzonej
w Warcie, płynęliśmy do bliskich nam małych ojczyzn i odległych miast: do
Warszawy, Krakowa, Berlina czy Tel Awiwu, szukając tematów i osób, które mogą
naszych Czytelników i nasze Czytelniczki zaciekawić, pomóc zrozumieć świat.
Powstanie czasopisma było także reakcją na rozwijające się po 1990 roku zainteresowanie
historią Żydów i ich kulturą.
Wiedzieliśmy, że nie można tego zjawiska spychać tylko na instytucje, że głos obywateli
i ich inicjatywy są ważne i cenne. Towarzyszyła nam wiara w naprawianie
świata, związana nie tylko z przeszłością, ale i z przyszłością. Nie wiemy, jaka będzie ta
druga, co przyniosą kolejne lata. Czy będzie to dobry czas dla nienawiści, pogardy dla
mniejszości, nacjonalizmów? Wydawane od dwudziestu lat w Poznaniu czasopismo
stara się być dobrym adresem dla tych Czytelników i Czytelniczek, Autorów i Autorek,
którzy wierzą, że świat można naprawiać.

 

1 Czasopismo „Miasteczko Poznań” ukazuje się dzięki współfinansowaniu przez Urząd Miasta Poznania i Urząd Marszałkowski Województwa
Wielkopolskiego.

© Copyright 2014