Medialna przestrzeń nacjonalizmu: Romana Brandstaettera walka z polskim szowinizmem (1928-1939)

Dariusz Sikorski

Ku zaskoczeniu wielu badaczy w XXI wieku, w dobie globalizacji i rewolucji cyfrowej, ideologie nacjonalistyczne nie tylko nie zniknęły ze świata wyobraźni społecznej, ale stały się kanałem informacyjnym dla wpływowych grup politycznych. W marcu bieżącego roku Konferencja Episkopatu Polski wydaje dokument Chrześcijański
kształt patriotyzmu1, w którym przypomina, że chrześcijaństwo jest nie do pogodzenia w egoizmem narodowym. Czytamy w nim m.in.: „Patriotyzm różni się więc od ideologii nacjonalizmu, która ponad żywe, codzienne relacje z konkretnymi ludźmi, w rodzinie, w szkole, w pracy czy miejscu zamieszkania, przedkłada, często nacechowane niechęcią wobec obcych, sztywne diagnozy i programy polityczne. Różnorodność zaś kulturową, regionalną czy polityczną usiłuje zmieścić w jednolitym i uproszczonym schemacie ideologicznym”.
Dalej biskupi cytują Jana Pawła II wspominającego piękny świat Polski międzywojennej: „Niezmiernie ważnym czynnikiem etnicznym w Polsce była także obecność Żydów. Pamiętam,iż co najmniej jedna trzecia moich kolegów z klasy w szkole powszechnej w Wadowicach to byli Żydzi. W gimnazjum było ich trochę mniej. Z niektórymi się przyjaźniłem. A to, co u niektórych z nich mnie uderzało, to był ich polski patriotyzm. A więc polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie. Wydaje się jednak, że ten «jagielloński » wymiar polskości, o którym wspomniałem, przestał być, niestety, w naszych czasach czymś oczywistym”.
Jak głęboko brzmi w tym kontekście formuła Jakuba Appenszlaka piszącego po Szoah o żydowskiej polskości. Myślę, że w horyzoncie fantazmatów nacjonalistycznych należałoby wskazać, że nie ma polskości (z całą tradycją chrześcijańską) bez żydowskiej kultury. Rozumiał to doskonale Roman Brandstaetter – narodowy Żyd i głęboki chrześcijanin, patriota polski.
Czym jest miłość do Ojczyzny? Jakich potrzeba figur wyobrażenia, by w pojęciu miłości do Ojczyzny odrzucić uznanie dla innego? Najprościej rzec biorąc, miłość do ojczyzny, do narodu może być nazwana patriotyzmem. W broszurze Wykład Katechizmu Narodowego czyli Prawidła Patriotyczne do Użycia Młodzi Narodowej z 1791 roku (przedrukowanej w celach edukacyjnych w 1925) czytamy, że: „Miłość Ojczyzny i Patriotyzm są to wyrazy jednoznaczne, a tak jedno wyrażają”2. W przeciwieństwie do patriotyzmu fałszywego, który jest maskaradą, autor definiuje patriotyzm prawdziwy jako ani obłudny, ani skryty, od intryg daleki, unikający pensji i tytułów, otwarty na ofiarę.
Ta edukacja w momencie kluczowym w dziejach Polski patriotyzm łączy też z karą, wprowadzając dyskusyjną kategorię „interesów narodowych”. Jeśli ktoś w niegodziwości swojej prowadzi korespondencję z nieprzyjaciółmi Narodu, temu „należy bez zwlekania długo procesu sądowego łeb uciąć”. Łatwo zauważyć, że tzw. propaganda patriotyczna w radykalnych koncepcjach czystości narodowej, ze względu na własną definicję „patriotyzmu” i „interesu narodowego”, może proponować segregacyjną koncepcję wspólnoty. W prasie nacjonalistycznej w Polsce międzywojennej (np. w „Gazecie Warszawskiej”, „Myśli Narodowej”) wykluczano
braci Żydów w imię „interesu narodu”, w imię obrony zdrowia „organizmu narodowego”.
Roman Brandstaetter, jak wiadomo, debiutował w latach 20. XX wieku. Był to czas ogromnego wpływu nacjonalizmu w Europie. Młody twórca nie ograniczał się do działalności literackiej, parał się publicystyką, w której poruszał problemy społeczne, religijne czy szerzej kulturowe. Sądzę, że jego teksty są znaczące w sporze o wizję polskiego patriotyzmu, Mogą być inspirujące w oświetlaniu nacjonalistycznego imaginarium, w rozumieniu struktur języka nienawiści. Przed 1939 rokiem, a więc przed wyjazdem z Polski i później w latach 40. przed przyjęciem chrztu, autor Jezusa z Nazarethu jest uznanym felietonistą, krytykiem, docenianym poetą. Publikuje między innymi w pismach polsko-żydowskich, dziennikach „Chwila”, „Nowy Dziennik”, „Nowy Głos”, tygodnikach „Opinia”, „Ster”, ale także w „Głosie Gminy Żydowskiej” czy naukowym „Miesięczniku Żydowskim”. Jego teksty znajdziemy też w „Gazecie Polskiej” czy „Głosie Prawdy” i w innych pismach – w sumie ponad trzysta tekstów,
nie licząc poezji.
Na scenie zobowiązania
Brandstaetter, rozpoznając swoją przynależność wspólnotową, wprowadza kategorię zobowiązania („Ja Żyd z pokolenia Judy […] Wam śpiewam tę okrutna pieśń, którzy wstydzicie się przyznać / że płynie w was żydowska krew”), wartościuje ją jako dobro, tym samym umieszcza się w przestrzeni kulturowej rozumianej także jako wspólnota moralna. Charles Taylor zauważa: „Społeczny pogląd na człowieka, to pogląd, wedle którego esencjonalny warunek konstytucyjny poszukiwania dobra przez człowieka jest związany z byciem w społeczeństwie. A zatem twierdzę, że człowiek nie może być podmiotem moralnym, a więc i kandydatem do realizacji ludzkiego dobra poza wspólnotą jakiegoś języka i związanego z wzajemnością dyskursu o tym, co dobre i złe, sprawiedliwe i niesprawiedliwe”.
Jakub Bleiberg w 1937 roku na łamach „Steru” pisze o włoskim sacro egoismo jako tendencji, która doprowadza do likwidacji zasad dialogu między kulturami, a tym samym powoduje ich upadek. Egoizm, czy inaczej narcyzm narodowy, jest elementem narracji nacjonalistów, którzy piękno i czystość widzą w sobie, a zanieczyszczenie i brud przychodzi przez innego. Egoizm szuka znaków wyróżnienia, a sens tych znaków powielanych w prasie należy do „egosfery” godności. Rzeczywistość narodowa zobowiązuje, ma ona wymiar swoistego etosu – naród jest organizmem, trzeba dbać o jego zdrową kondycję. Nie ma nowoczesnego nacjonalizmu, co trzeba podkreślić, bez masowych środków przekazu.W międzywojniu „komunikacja” prasowa staje się więc podstawą wyobraźni, ale także jej kajdanami.

Bronisław Baczko, podsumowując tworzenie się wyobraźni społecznej pod wpływem „drętwej mowy” totalitarnych sloganów, twierdzi, że nie tylko nie odbiera ona
skuteczności, lecz ją wzmacnia: „Ponieważ nikt nie mógł uniknąć agresji tego języka, sam w sobie stał się on narzędziem nieustannego nadzoru i nieufności”. Żydowska walka z polskimi nacjonalistami i antysemitami, co często było równoznaczne, jawi się więc jako walka o wyobraźnię zbiorową, walka z prasową propagandą, bo tłum przyjmuje obrazy przedstawiane w popularnych, wielonakładowych pismach. Baczko jako badacz wyobrażeń społecznych zauważa, że odbiorcy propagandy nazistowskiej nie mogli uwierzyć w cele, które ona przedstawiała. „«Bzdurą» miała być obietnica «oczyszczenia» narodu niemieckiego, a następnie całego świata, z żydowskiej zarazy, będącej źródłem wszelkiego zła”. Takie kategorie, jak: „oczyszczanie”, obrona „interesu narodowego”, „odżydzanie” należały do języka polskich
nacjonalistów.
Warto zauważyć, że Roman Brandstaetter pod koniec lat 30., zgodnie ze swoimi wcześniejszymi tezami o zwalczaniu przeciwnika metodą polemiczną, obok większych artykułów podpisywanych własnym nazwiskiem prowadził w „Nowym Głosie” rubrykę Przez moje okno. Umieścił w niej kilkadziesiąt felietonów, dzisiaj prawie zupełnie zapomnianych . Niektóre z nich były kompilacją tekstów publikowanych już wcześniej. Wiele z tych publikacji to sprawna wiwisekcja nacjonalistycznych i antysemickich artykułów, w których atakowano godność człowieka (podobnie jak w Chwastach... – rubryce z „Opinii”, tylko że rozbudowanych). Swoje „prasowe okno” Brandstaetter podpisywał pseudonimem Romanus, czyli Rzymski. Z jednej więc strony mamy oczywiste odniesienie do własnego imienia (wokół którego, jako „chrześcijańskiego”, obracały się dywagacje w „Myśli Narodowej” na temat przejścia poety na chrześcijaństwo). Z drugiej jednak, podpisywanie się Romanus było wyrazem
głębokiej ironii wymuszonej przez całą gamę wystąpień quasi-naukowych i publicystycznych skierowanych przeciwko kulturze żydowskiej jako wrogiej „prawdziwej” tradycji europejskiej i cywilizacji zachodniej kultury grecko-rzymskiej. Dochodzi jeszcze wyraźny kontekst faszyzmu włoskiego i nazizmu niemieckiego z ich rzymską symboliką. W końcu „rzymski” to także katolicki, chrześcijański. Co ciekawe, autor Zmowy eunuchów, rozumiejąc siłę propagandową prasy nacjonalistycznej, w swych felietonach obnażał obłęd tzw. czystości narodowej (zobowiązania do czystości). W kilkudziesięciu tekstach w „Nowym Głosie” podpisanych przez Romanusa można wyodrębnić takie, które obnażają pustkę języka wartości strażników „polskiej cnoty” w opozycji do wielkich autorytetów, na przykład Andrzeja Struga czy Ignacego Paderewskiego. Michael Hartzfeld, antropolog z Harvardu, zadał stale aktualne pytanie: „Kto nadaje przeszłości jej legitymizujący autorytet i dlaczego?”. Pytanie o autorytet
to pytanie o przestrzeń sensu mojego imaginarium – dlaczego uznaję za normatywne, za obowiązujące te a nie inne figury wyobraźni w przekazie medialnym?  (...)

© Copyright 2014