Czułe spojrzenie Michała Głowińskiego

Marzena Dobosz
Czułe spojrzenie Michała Głowińskiego

„Zbiór wysmakowanej, erudycyjnej i poruszającej prozy
jednego z najwybitniejszych polskich humanistów” –
tymi słowami wydawca rekomenduje Papugę i ratlerka,
najnowszy tom opowiadań i małych szkiców Michała
Głowińskiego, teoretyka i historyka literatury, krytyka,
eseisty, prozaika. Zbiór tekstów, których autor przygląda
się światu z uwagą, z troską i czułością, a czasem też
ze zdziwieniem, rejestruje zachodzące w nim zmiany.
Chcemy podążać za jego spojrzeniem.
Tom Papuga i ratlerek (tytuł całego zbioru to jednocześnie tytuł
jednego z utworów) składa się z dwóch części: pierwsza to
wybór opowiadań Michała Głowińskiego z dwóch tomów opublikowanych
przed laty przez Wydawnictwo Literackie: Magdalenki
z razowego chleba
(2001) oraz Historii jednej topoli (2003), druga
– jak pisze autor we wstępie – stanowi kontynuację dwóch zbiorów
miniatur: Przywidzeń i figur (1998) oraz Fabuł przerwanych
(2008) publikowanych w większości w bydgoskim „Kwartalniku
Artystycznym”. Te małe szkice pochodzą z lat 2008–2017.
Ich forma jest charakterystyczna dla pisarstwa Michała Głowińskiego:
jego małe prozy cechuje fragmentaryczność narracji.

Wynika ona z ich głównej tematyki: Zagłady. Opowiadania, wspomnienia,
charaktery czy szkice Głowińskiego – objęte wspólną kategorią
„proza wspomnieniowa” – „skomponowane są w postaci
zbiorów »klatek«, na kształt tych stosowanych niegdyś w filmach
czy kliszach fotograficznych”1. Narrator (pierwszoosobowy, można
zatem zakładać, że tożsamy z autorem) przywołuje fragmenty
przeszłości, migawkowe obrazy, postaci, pojedyncze sceny, nie zawsze
nawet kierując się przekonaniem o ich ważności. Jak sam tłumaczy
w szkicu Piekarz Pietruszka, czyli dalsze ciągi: często pisze
o czymś tylko dlatego, że to zapamiętał. To odważne wyznanie jest
zrozumiałe i znaczące, ponieważ pada z ust człowieka, który jako
dziecko ocalał z Zagłady. Ze świata sprzed hekatomby pamięta niewiele
(kiedy wybuchła wojna, Głowiński miał pięć lat), zostały mu
jakieś skrawki i wyimki, a ze świata, który się rozpadł, nie dało się
już poskładać spójnej opowieści.
Najważniejszą kategorią jest tu zatem pamięć: konieczność
utrwalenia tego, czego autor był świadkiem, tego, co go spotkało,
w czym uczestniczył. Uważnie rejestruje więc zmieniające się warunki
życia, a najdrobniejsze przejawy codzienności potrafi trafnie
połączyć z obracającymi się w tle kołami historii. Tak jak w pięknym
opowiadaniu Ośrodki, w którym Głowiński przywołuje dawne
„ośrodki kultury” – NRD-owskiej, czeskiej, węgierskiej – gdzie
za czasów PRL-u kupowało się płyty winylowe. Miejsca te znikły
razem ze zdegenerowanym ustrojem, a upadek tyranii – zauważa
autor – zbiegł się z zastąpieniem czarnego krążka płytą kompaktową.
Obie te zmiany dobitnie pokazują, że nie ma żadnych stałych
punktów, których nie mogłyby zatopić „fale czasu”. Stałe miejsca
istnieją jedynie w pamięci.
Narrator przywołuje z tej pamięci dawnych nauczycieli i kolegów
szkolnych, realia ponurych czasów stalinowskich – rozmaite
akcje propagandowe, czyny społeczne, strach i rozpaczliwą groteskę
lat 50., dzień, w którym ogłoszono śmierć Stalina. Znamy te
opowiadania z poprzednich wydań, z niecierpliwością sięgamy
więc po szkice pomieszczone w części drugiej. Tematyka wielu
z nich również dotyczy Zagłady i osobistych w niej doświadczeń,
ale jest też spora grupa tekstów, które mówią o współczesności:
przede wszystkim o języku, którym się posługujemy, a także
o tym, w jaki sposób i z jakiego powodu on się zmienia (nie jest
to nic nowego, Michał Głowiński jest przecież skrupulatnym kro

nikarzem publicznej polszczyzny, autorem słynnej Nowomowy po
polsku). Ważną część szkiców stanowią także niezwykle trafne obserwacje
dotyczące życia codziennego.
Michał Głowiński przywołuje wydarzenia, których był świadkiem
lub w których jakoś uczestniczył, w bardzo aktualnych dziś
kontekstach. Wspomina najmłodszą siostrę ojca, ocalałą z Zagłady,
ale zmarłą wkrótce po zakończeniu wojny z powodu „zwykłego”
raka. I opisuje „równościowy” aspekt śmierci podczas II wojny
światowej, w której inaczej niż w dawniejszych konfliktach ludzie
ginęli po równo bez względu na płeć (nie chodzi tu o rodzaj doświadczeń,
które – już wiemy – jest inny2, lecz liczbę zabitych). Bo
na przykład w czasie I wojnie światowej ginęli przeważnie mężczyźni,
żołnierze, natomiast kobiety umierały dopiero po jej zakończeniu
– w odniesieniu do II wojny nie działa ta zależność, tu
zawodzą znane dotychczas kategorie.
Tego typu obserwacje i ich konteksty świadczą o sile tej prozy.
W tekście Chodzić do kina autor pisze o swoich najwcześniejszych
wyprawach do kina, o tych zaprzepaszczonych, o Królewnie Śnieżce,
której nie zdążył obejrzeć w 1939 roku, oraz o kinach, do których
lubił chodzić w dorosłym życiu. I o tym, jak z czasem zmieniła
się widownia kinowa:
„Nie przepadam za oglądaniem filmów w domu, lubię chodzić
do kina – z różnych powodów, także dlatego, że to czas wydzielony
z codzienności, na swój sposób odświętny. Kiedy przyglądam się
publiczności, stwierdzam od wielu lat, że jestem na sali widzem
najbardziej wiekowym. Starsi państwo wolą oglądać filmy, siedząc
w fotelu przed telewizyjnym ekranem” (s. 244).
Jedną z moich ulubionych opowieści z tomu Papuga i ratlerek
jest wspomnienie marchewki na słodko – reprezentatywnej potrawy
kuchni żydowskiej – która w czasie wojny zdradzała nieostrożne
Żydówki ukrywające się jako służące po aryjskiej stronie.
Wśród tematów językowych znajdziemy tu między innymi
rozważania o znaczeniu i rozumieniu słów, stosowaniu metafor
i stereotypów czy odniesienia do gorącej obecnie dyskusji na temat
feminatywów. Autor uważne przygląda się „żeńskim odpowiednikom
słów oznaczającym stanowiska i prestiżowe funkcje”
i choć zaznacza, że „rzeczowniki nie muszą w zależności od rodzaju
gramatycznego wskazywać na płeć osób, do których zasadnie się
stosują”, to jednak wspaniale rozprawia się z „pismakiem/pismacz-
ką” w tekście Pani pismak, sam też odważnie stosuje feminatywy,
takie jak na przykład żołnierka. A w Urzeczowieniu Głowiński popiera
feministyczną krytykę języka męskiej dominacji (analizuje
fragment ludowej pieśni o dawaniu i braniu sobie żony), w Singielce
zauważa, jak zmiany obyczajowe wpływają na język, którym
opisujemy rzeczywistość. Feministyczne rozważania podsumowuje
wzruszającym szkicem poświęconym „starym poetkom”, które
„nigdy nie są stare”.
Głowiński zadaje w swoich szkicach wiele pytań, część z nich zostawiając
bez odpowiedzi. W kontekście twórczości literackiej pyta
na przykład, jak pisać ciekawie i dlaczego jedne dzienniki czyta się
z zapałem, a inne odkłada po kilku stronach bez żalu. Dużą część
drugiej części tomu zajmują rozważania o muzyce (autor jest miłośnikiem
i znawcą muzyki), są też piękne opowieści o zwierzętach
(o trudnych do zaakceptowania, jak zabijanie jednych zwierząt w
celu wyżywienia innych), również o tych gatunkach, które zwykle
nie budzą naszej sympatii, a przecież potrafią zachwycić, tak jak
szczury czy pająki. Są opowieści o starości i starzeniu się, które
autor podsumowuje tekstem o stosowaniu słówka „już” w odniesieniu
do twórców uważanych za przedstawicieli odległej epoki.
Z rozbawieniem pisze o tym, że zauważył to słowo dopiero wtedy,
kiedy zaczęto je łączyć z jego nazwiskiem („już Michał Głowiński
pisał…” itp.), co odebrał właśnie jako niechybną oznakę przepaści
pokoleniowej i nieuchronności mijającego czasu. Miejmy nadzieję,
że dla Michała Głowińskiego słowo to nie będzie sygnałem do
przejścia na literacką emeryturę.

Michał Głowiński, Papuga i ratlerek
Wielka Litera, Warszawa 2019

© Copyright 2014