Skazana na życie, skazana na śmierć
Dobrze pamiętam ten dzień, kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Chajce
Klinger. Było to w drugiej połowie lat 80. w trakcie wywiadu w Jad
Waszem z profesorem Szymonem Frostem. Kilka miesięcy wcześniej
podjąłem pracę w dziale zbierania relacji w jerozolimskim instytucie.
We wrześniu 1983 roku zmarł mój ocalały z Zagłady ojciec, którego
cała rodzina, w tym żona, rodzice i rodzeństwo, zginęła w krematorium
w Birkenau, a on sam przeżył wojnę w Będzinie, a następnie w getcie
w Zawierciu i w ukryciu po stronie aryjskiej.
Byłem już wówczas nieźle zapowiadającym się historykiem idei,
pracowałem na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie i właśnie zazynałem swój doktorat. Śmierć ojca, o którego wojennych losach nie
wiedziałem właściwie nic, spowodowała dramatyczną zmianę w moim
życiu. Przeczytałem pierwszą książkę z zakresu Holokaustu, potem następne,
w końcu postanowiłem zmienić temat doktoratu i rozpocząłem
pracę w Jad Waszem. Wydział zbierania relacji, do którego trafiłem,
był jednym z najstarszym w tej instytucji. Pierwsze relacje zbierano
w pierwszej połowie lat 50., dziesięć lat później właściwie zaprzestano
i wznowiono w połowie lat 80. Zajęcie było frapujące. Wyposażony
w podręczny magnetofon, przemierzałem Izrael wzdłuż i wszerz, nagrywając
wspomnienia i relacje ocalałych z Zagłady: Jerozolima, Tel
Awiw, Hajfa, Ber Szewa, miasta i miasteczka, osiedla, wsie, kibuce. Była
to nie tylko pasjonująca lekcja geografii Izraela, nade wszystko historii
Zagłady, współczesnego Izraela i w jakimś sensie również odkrywanie
własnych korzeni. Specjalna komisja, na której czele stał szef archiwum
Jad Waszem, doktor Szmuel (Stefan) Krakowski, wybierała kandydatów
do przeprowadzenia wywiadów, z ocalałymi o szczególnie interesującej
historii rozmawiało się w specjalnym studiu telewizyjnym, które powstało
na przełomie 1987 i 1988 roku. Profesor Frost był właśnie jednym z nich.
Wybitny psycholog, profesor pedagogiki Uniwersytetu Hebrajskiego
w Jerozolimie, w czasie okupacji członek podziemia, obdarzony przy
tym znakomitą pamięcią. Rocznik 1924, rodowity warszawiak, syjonista
w getcie, związał się z młodzieżową organizacją Gordonia, która weszła
w skład ŻOB-u. Latem 1942 roku na polecenie swojego legendarnego
później dowódcy Eliezera Gellera wyjechał do Będzina, gdzie poznał
między innymi Chajkę Klinger, należącą do tworzącego się właśnie
w będzińskim getcie ruchu oporu. W trakcie wywiadu zapytał, czy znam
historię Chajki, okoliczności jej samobójczej śmierci i dziennik, który
napisała jeszcze podczas okupacji. Nie znałem, choć jeszcze tego samego
dnia wypożyczyłem go z biblioteki w instytucie.
Chajka Klinger urodziła się w 1917 roku w Będzinie, gdzie Żydzi
stanowili prawie 50 procent ogółu mieszkańców. Przyszła na świat
w biednej chasydzkiej rodzinie, która ledwie utrzymywała się z małego
sklepu kolonialnego. Pomimo trudnej sytuacji materialnej kontynuowała
naukę w prestiżowym żydowskim gimnazjum koedukacyjnym założonym
przez miejscowego bogacza Szymona Füstenberga. Już na początku lat
30. przystąpiła do syjonistycznej organizacji młodzieżowej Ha-Szomer
ha-Cair, wyróżniając się inteligencją i zaangażowaniem szybko stała się
instruktorką. Po maturze planowała wyjazd do Palestyny, gdzie miała
dołączyć do powstającego właśnie na południu kibucu Galeon. Data wyjazdu
wyznaczona została na 5 września 1939 roku, dzień wcześniej wojska
hitlerowskie wkroczyły do miasta. Chajka wraz ze swoim narzeczonym
Dawidem Kozłowskim, przywódcą Ha-Szomer ha-Cair w Będzinie próbowała
uciekać na wschód, wrócili po kilkunastu dniach. Na początku 1940
roku stała się jedną z głównych postaci organizacji nie tylko w mieście,
lecz również na terenie całego Zagłębia. Już na początku wojny region
został wcielony do Rzeszy, przez co warunki dla ludności żydowskiej
były nieco lepsze niż na innych terenach. Nie powstawały tam jeszcze
getta, a młodzieżowe organizacje mogły się wciąż dynamicznie rozwijać.
Dość szybko główną areną działalności Chajki stał się folwark w pobliżu
Będzina, gdzie członkowie Ha-Szomer ha-Cair i innych młodzieżowych
organizacji syjonistycznych, oprócz pracy na roli, mogli spotykać się, snuć
plany, a nawet marzyć. Była to pewna namiastka pozornej przynajmniej
normalności. Nazwisko jej stało się znane również poza granicami Zagłębia.
Nawiązała kontakt z Józefem Kapłanem i Szmuelem Bresławem
z kierownictwa Ha-Szomer ha-Cair w Warszawie. Wczesnym latem 1942
roku przyjechał do Będzina na kilka miesięcy Mordechaj Anielewicz,
wyjechał we wrześniu, będąc pod głębokim wrażeniem działalności Chajki
i całej organizacji, później przyjechała łączniczka warszawskiego getta
Tosia Altman. 12 sierpnia 1942 roku rozpoczęły się masowe deportacje
Żydów zagłębiowskich, stawało się jasne, że również i oni podzielą los
Żydów z Generalnej Guberni. W konsekwencji i przynajmniej częściowo
pod wpływem Anielewicza powstała zbrojna konspiracja, która
natychmiast nawiązała bliskie relacje z ŻOB-em w Warszawie. Klinger
jako pierwsza w zakodowanym liście z maja 1943 roku poinformowała
przywódców partii Mapam (Zjednoczona Partia Robotnicza) w Palestynie
o upadku powstania w getcie warszawskim oraz o samobójczej śmierci
Mordechaja Anielewicza i towarzyszy.
(...)