Noc listopadowa ("Dmowski", reż. Grzegorz Laszuk)

Dawid Poznański

Grzegorz Laszuk swój spektakl w Teatrze Polskim w Poznaniu nazywa prostackim myśleniem. I ma rację. Z Romana Dmowskiego ściąga gacie i na pomoc przywołuje ducha Hannah Arendt.

Spektakl Myśli nowoczesnego Polaka. Roman Dmowski (nieautoryzowana biografia) Teatr Polski wystawił 11 listopada, w dniu Święta Niepodległości. W Poznaniu to także święto rogala. Prowokacyjna premiera wpisała się więc doskonale w kultywowaną przez mieszkańców miasta tradycję. Czy przekonała widzów objadających
się tego dnia certyfikowanymi bułami, a wieczorem zasiadających wygodnie w teatralnych fotelach? Czy przeraził ich Roman Dmowski, „wcielenie zła”, jak chce reżyser Grzegorz Laszuk? Czy po obejrzeniu spektaklu śnił się im nocą nacjonalistyczny upiór wysysający krew z liberałów, lewaków i socjalistów?
To zgrabny, spójny i w dużej mierze muzyczny spektakl oparty na pomyśle wysadzenia warszawskiego pomnika Romana Dmowskiego. Konspiratorzy, grupa młodych ludzi, działa jedynie za pomocą swoich sił duchowych. Nie mają trotylu i łomów. Wystarczyć mają moce nadprzyrodzone, w których jakby pobrzmiewa romantyczne echo.
Czyżby to był spisek współczesnych podchorążych? Poznańska noc listopadowa? Niewiele wiemy o buntownikach. Nie lubią Romana, przeszkadza im pomnik, nie chcą Polski zatrutej narodową ideologią,a ich bronią są telefony komórkowe. Widniejącym na tablicach słowom Bóg, honor, ojczyzna rzucają słowa kurwa, pizda i chuj.
Kolejne sceny odwołują się wprost do „życia i twórczości” Dmowskiego. Laszuk wyświetla cytaty z dostępnych biografii, zazwyczaj apologetycznych. Przywołuje dzieciństwo Dmowskiego, list z Paryża, w którym skarży się na drożyznę w paryskich burdelach, konferencję w Paryżu, antysemickie wypowiedzi, fragmenty jego grafomańskiej powieści. Reżyser uprawia teatralną psychoanalizę, którą sam nazwie „tanią” w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”. A więc świadomie
chwyta psychoanalityczne obcęgi! Obdziera Dmowskiego z narodowego ubrania. Ściąga z niego marynarkę, spodnie i gacie. Jadł sam, spał sam i walił konia – wykrzyczą aktorzy. Ale Dmowski, który przed nami staje, nie całkiem jest goły. Świeci ideami nowoczesnego Polaka. By pożar idei ugasić, aktorzy chwytają za teatralną gaśnicę.
Ktoś powie: psychoanaliza dla kucharek. Może tak, może nie. Kucharki obierając cebulę zazwyczaj płaczą. „Obierany” na scenie Dmowski współczucia nie budzi. Tzw. trudne dzieciństwo nie rozbraja nacjonalistycznego warzywa. Laszuk dba, by widz nie uronił jednej łezki nad utratą, która wypełniała dzieciństwo bohatera sztuki. Na niuanse i sentymentalizm nie pora, kiedy płonie Polska, zdaje się krzyczeć reżyser zza teatralnej kurtyny. Może ma rację, a może racji Laszuk nie ma.
Spektakl doskonale wpisuje się w kwitnący w Polsce plemienny podział podział na My i Oni. W tym sporze po jednej stronie stoją spiskowcy, scharakteryzowani grubą insurekcyjną kreską. Po drugiej tkwi spiżowa bryła wielkiego Polaka. A pośrodku polska ulica pyta: Ale właściwie o co chodzi? By odpowiedzieć, reżyser ożywia na poznańskiej scenie nacjonalistycznego golema, rzecz jasna, na własnych warunkach.Wyjmuje więc Dmowskiego z kontekstu rodzących się na początku XX wieku ideologii, pozbawia wiary w to, że idee mogą naprawić świat. Ale o tym, że były fanatyczne i ekstremalne dowiedzieliśmy się później. Sto lat temu idee miały dostarczać poczucia sensu, odpowiadać na problemy, obiecywać ich rozwiązanie. Gdy dzisiaj o nich myślimy, pytamy, dlaczego mogły być wtedy atrakcyjne. Kiedy teraz słychać ich echo, pytać należy nadal. Pisał wiele lat temu Aleksander Herz: „Niestety, jak mało kto [Dmowski] umiał wyczuwać nastroje historyczne niedojrzałych mas polskich, umiał grać na ich lękach, umiał trafiać do tego, co w Polsce było najprymitywniejsze”. Chciał nadać nowy kształt społeczeństwu. Jak wielu w tym czasie, wierzył w „uświęcenie” państwa i jego nadrzędny, zbawienny wpływ. O społeczeństwie mógłby powiedzieć jak David Lloyd George w mowie do posłów Partii Pracy (1917), że przypomina „stopiony, płynny wosk,na którym można, przy odrobinie siły i determinacji, odcisnąć każdy kształt”. U progu niepodległości Dmowski mieszał energicznie w tym garnku z woskiem. Raczej przegrał, a Polskę lepił Piłsudski. (...)

© Copyright 2014