Hotel Akavia

Maria Lewińska

Maria Lewińska

Hotel  Akavia

Pamięci Miriam Akavii, zmarłej 16 stycznia 2015 r.

Nie daleko stąd rosnące drzewa prawie zasłaniają całą jezdnię. Są tak piękne, ich niesamowite kolory płoną w słońcu, mienią się wszystkimi odcieniami zieleni, żółci, złota, wchłaniają w swoje konary kurz i zgiełk dochodzący z centrum – to willowa, cicha dzielnica północnego Tel Avivu. Na jednym, niezbyt okazałym domu przy rehov Kehilat Żytomir, nie ma neonu „Hotel Akavia”, nigdy go zresztą nie było. Ale hotel był i choć nie dawał żadnego profitu, świetnie prosperował. I choć nie miał żadnej reklamy ani ogłoszeń był znany w Polsce i w Izraelu, stał się miejscem gościny przybywających z Polski pisarzy, poetów, dziennikarzy, aktorów, całego światka literackiego, miejscem spotkań i dyskusji – bo tu mieszkała, pisała, przyjmowała gości Miriam Akavia – długoletnia przewodnicząca Towarzystwa Przyjaźni Polska-Izrael, autorka „Mojej winnicy”, „Jesieni młodości” i jeszcze kilku książek, laureatka złotego medalu za propagowanie kultury polskiej, laureatka nagrody premiera Izraela i nagrody im. Janusza Korczaka.

Nigdy nie zerwała kontaktów z Polską, ze swoim ukochanym Krakowem, nawet wtedy gdy oficjalne stosunki między Polską a Izraelem zostały przerwane za karę, za wygraną wojnę 6. dniową. Miriam mówiła wtedy: Wierzę z całego serca w ludzkie porozumienie, w przyjaźń, mojej miłości do tego świata nie wymazały nawet okrucieństwa Holocaustu. Jej rozstanie z Polską nastąpiło we wczesnej młodości, po tragicznych przejściach w czasie okupacji niemieckiej. Swoje pierwsze książki pisała i wydawała w języku hebrajskim, ale cała jej dojrzała twórczość powstała w języku polskim. Zapytałam ją kiedyś o powód tego zwrotu ku polskości. Dla ostatnich pokoleń Żydów ojczyzna nie zawsze jest miejscem urodzenia – wyjaśniała. Niemniej miejsce urodzenia jest zawsze tym, które nas kształtuje. Kraków jest miejscem mego urodzenia, spędziłam w nim dzieciństwo i choć zostało brutalnie przerwane, atmosfera i krajobrazy tego miasta żyły we mnie zawsze i wszędzie, żyją we mnie i teraz i tak już będzie do końca. Te pierwsze jedenaście lat spędzonych w Krakowie stanowi najbardziej znaczącą część mojego życia, bo nasyconych jest życiem wielu pokoleń całej mojej rodziny. Moje polsko-żydowskie dzieciństwo, żydowska tragedia na polskiej ziemi – piszę o tym w swoich książkach, moje życie jest w moich książkach, piszę o Polsce żyjąc normalnym, codziennym izraelskim życiem.

Zaciekawiona zapytałam: co rozumiesz przez „normalne izraelskie życie?”. Dwa światy, dwa źródła natchnienia – odpowiedziała. W moim pokoleniu to normalne. Zmiana imion z diasporowych na hebrajskie nie zmieni rdzenia tożsamości. Trzydzieści lat upłynęło zanim ochłonęłam z wojennych i powojennych przeżyć i zdolna byłam pisać. Hebrajski na szczęście udało mi się opanować na tyle, że mogę pisać w tym języku. Niestety, najwspanialsze źródła, z których czerpią urodzeni w Izraelu pisarze, jak Psalmy i Księgo Biblii, są dla mnie w oryginale niedostępne. Któregoś dnia trafiłam do Związku Krakowian w Tel Avivie. Zetknęłam się z wieloma krakowskim polonistami, pisarzami: Natanem Grossem, Reuwenem Wolfem – może pod ich wpływem zaczęłam wracać do języka polskiego. A może dlatego, że gdy po latach jako pracownik ambasady izraelskiej w Sztokholmie odwiedziłam Kraków wszystko wróciło. Może także dlatego, że literatura polska była literaturą moich dziewczęcych lat.

Pisarka relacjonuje w swoich książka każdy zapamiętany szczegół. Pisze w obszarze literatury dokumentu osobistego. W tej literaturze nie ma fikcyjnego świata, jest bezpośredni zapis realnych doświadczeń autora – taką jest literatura Holocaustu. Miriam Akavia jest w obszarze „literatury świadectwa”, ale należy do piszących post factum, z dystansu czasowego.

Była opanowanym opowiadaczem, mówiła prostym głosem, prostym – mam na myśli prostotę stylu, detonację uczuć. Opowiadała tak spokojnie, tak naturalnie o rzeczach strasznych, podłych, które przez to wcale podłymi być nie przestają.

Jakże pulchne podłoże przygotowała Europa Hitlerowi, wychowała pokolenie, wśród którego mógł realizować swój diabelski plan. Miriam Akavia – Maniusia z ulicy Łobzowskiej chodziła do trzeciej klasy szkoły podstawowej gdy wybuchła wojna. Już w pierwszych dniach okupacji wychowawczyni oznajmiła, że żydowscy uczniowie muszą opuścić szkołę. Pięć dziewczynek wychodziło z klasy. Nikt ich nie żegnał, nie zapytał dlaczego, nie pomachał, nikt się nie zdziwił, nie krzyknął, że wkrótce wrócą , ze to się skończy.

Pięć dziewczynek w ciszy opuszczało klasę. I Miriam Akavia nigdy tego nie opisała. Z miłości do Krakowa.

 

© Copyright 2014