Nowe kino Izraela
14. edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Żydowskie Motywy odbyła się trzy miesiące po tym, jak podczas tegorocznego festiwalu Berlinale prestiżową nagrodę „Camera” wręczono katrielowi schory’emu, dyrektorowi izraelskiego Funduszu Filmowego. Jak napisali organizatorzy niemieckiego festiwalu, schory „miał znaczący wpływ na świat izraelskiej kinematografii. Jako dyrektor wykonawczy doprowadził do sfinansowania i produkcji 240 izraelskich filmów pełnometrażowych, z których wiele było międzynarodowymi koprodukcjami. W dodatku, miał też znaczący wkład w wymianę kulturalną poprzez swoje zaangażowanie w rozwój współpracy między Izraelem a Europą”.
instytucja założona w 1979 roku pod nazwą Filmowy Fundusz Izraelskiej Jakości początkowo miała wspierać filmy ambitne czy – idąc tropem wartościowania podjętym w okresie międzywojennym przez Francję – „kino jakości”. Gdy w 1999 roku Katriel Schory został jej dyrektorem, nazwę zmieniona na obecnie funkcjonującą, a sam fundusz nabrał też zupełnie innego charakteru. Cel zmian był jasny: instytucja miała objąć zasięgiem całą krajową kinematografię i wspierać przemysł filmowy jako taki, w tym kino komercyjne i gatunkowe. Odtąd lokalna publiczność miała się identyfikować z nową, narodową marką. Walczono o odzyskanie zainteresowania wśród widzów – lata 90. były dekadą zmarnowanych szans, gdy Izraelczycy niechętnie oglądali swoje filmy (co wcale jednak nie oznaczało, że powstające filmy były bardzo złe). Trzeba było ich przekonać, że są w błędzie. Przełomowe okazało się wprowadzenie w 2001 roku tzw. „prawa kinematograficznego”, które stanowiło, iż rosnące wówczas w siłę komercyjne i kablowe stacje telewizyjne miały odtąd odprowadzać 50% opłat licencyjnych do Funduszu. Instytucja podwoiła dzięki temu liczbę wspieranych produkcji, dochodząc do 16 tytułów rocznie. A gdy w 2012 roku Izraelski Fundusz Filmowy wydał podsumowującą książkę A Decade In Motion: The New Voice of Israeli Cinema, mógł się już poszczycić tym, że w latach 2001-2011 zaangażował się w 84 koprodukcji, z czego aż 40 w kooperacji z Francją (co przekładało się automatycznie na tak pożądaną zagraniczną dystrybucję). Te wszystkie działania miały na nowo ożywić lokalną publiczność, zwiększyć liczbę filmów produkowanych rocznie, a także promować kino izraelskie za granicą, wprowadzając je do konkursów na prestiżowych festiwalach i w obręb zainteresowań międzynarodowej publiczności. Obecnie już widzimy pierwsze efekty w postaci kapitału kulturowego: moda na filmy artystyczne z Izraela wśród młodej publiczności jest autentyczna i ma się jak najlepiej. Część bardziej wyrobionych widzów drażni tak ceniona przeze mnie surowość obrazów debiutantów, uchodząca w ich oczach za niedoskonałość warsztatową. Dziwi ich wówczas to, że również i one są oznaczone logo Izraelskiego Funduszu Filmowego. Oglądamy je w efekcie docenienia przez instytucję działań twórców niezależnych, którzy wprowadzili do lokalnego przemysłu dotąd nieobecne w nim gatunki. I to z myślą o ich wspieraniu została uruchomiona Sekcja Niskobudżetowego Kina Guerilla. Pragmatyczne działania Schory’ego w kwestii popularyzacji modelu międzynarodowej współpracy przyniosły wiele również
i nam. Zrealizowana w koprodukcji z Polską Droga Aszera rok temu zachwyciła widzów Nowych Horyzontów, którzy obejrzeli ją w sekcji nowego kina izraelskiego, później tytuł ten trafił do polskiej dystrybucji kinowej, a wreszcie do programu Żydowskich Motywów, gdzie został nagrodzony Warszawskim Feniksem za najlepszy film fabularny.
Jak rozwiązać konflikt izraelsko-palestyński? niech rozstrzygnie mecz!
Ula Rybicka i Jacek Hamkało, relacjonując przegląd nowego kina izraelskiego na Nowych Horyzontach, byli dość krytyczni wobec selekcji, konstatując: „Wśród propozycji nie znalazło się kino historyczne wyjaśniające Zagładę ani pogłębiona refleksja nad konfliktem izraelsko-palestyńskim (…) Oprócz eksponowania dylematów jednostki, która zawsze stoi w opozycji do wrogiej reszty, w kinie tym nie sposób znaleźć szerszej perspektywy”2. Organizatorzy MFF Żydowskie Motywy podczas festiwalu sięgnęli po niektóre tytuły z tego przeglądu, aby móc je zaprezentować warszawskiej publiczności, ale i zaproponowali nowe tytuły, które uzupełniają braki wskazane przez Rybicką i Hamkałę. Szeroką, a przy tym zdystansowaną perspektywę spojrzenia na konflikt izraelsko-palestyński zapewnił seans Wojny w 90 minut Eyala Halfona. W swoim najnowszym filmie reżyser kontynuuje obecne w jego twórczości motywy piłkarskie. I nie jest to wcale przypadek czy obsesja tematyczna, bo Halfon – tak jak choćby Joris Ivens – był w swoim czasie zaangażowany profesjonalnie w sport, co w jego przypadku przybrało formę aktywności dziennikarskiej. W latach 90. napisał scenariusz do Cup Final – jednego z zapomnianych arcydzieł kina izraelskiego, w którym opowiedział o tym, jak inwazja na Libię w 1982 roku w nieoczekiwany sposób sprzęgła się z mistrzostwami świata w piłce nożnej. Porwany przez grupę Palestyńczyków młody izraelski żołnierz znajduje z nimi wspólny język, gdy odkrywa, że łączy ich zamiłowanie do piłki i kibicowanie drużynie Włoch.
Halfon sięga w Wojnie w 90 minut po poetykę mock-dokumentu, wielokrotnie burząc immersyjny charakter kina, gdy bohaterów denerwuje ekipa filmująca rozwój wydarzeń. A te mają zaiste przełomowy charakter, gdyż dochodzi do decyzji, iż mecz między reprezentacjami Izraela i Autonomii Palestyńskiej, który odbędzie się w Portugalii (sic!), rozstrzygnie, która nacja zostanie, a która będzie musiała opuścić Ziemię Świętą. Eyal Halfon stworzył polityczną komedię o bardzo czarnym humorze, po raz kolejny dając dowód tego, jak wybitnym jest scenarzystą. Z wirtuozerią, a zarazem bez zahamowań sięga po krzywdzące uprzedzenia dotyczące zarówno Palestyńczyków, jak i Izraelczyków, dekonstruując ich podstawy. Halfon demonstruje – idąc tropem Hummusu! Orena Rosenfelda – że konflikty na Bliskim Wschodzie można rozgrywać bez rozlewu krwi. Wojna w 90 minut to też pojedynek między dwoma doświadczonymi aktorami: Moshe Ivgym, grającym dyrektora Izraelskiego Związku Piłki Nożnej, a Normanem Issą, wcielającym się w szefa palestyńskiej drużyny. Pierwszemu występ przyniósł statuetkę Ophira dla najlepszego aktora drugoplanowego, a drugiemu nagrodę dla najlepszego aktora pierwszoplanowego na MFF w Hajfie. I choć część krytyków ma sporo do zarzucenia Halfonowi ze względu na bezceremonialne podjęcie delikatnego problemu, reżyser potrafi wypchnąć publiczność z utartych schematów myślowych i zapełnić ich umysły nowymi, nieoczekiwanymi refleksjami. (...)
/cały artykuł na łamach czasopisma/