
Na VIII Przeglądzie Filmów o Tematyce Żydowskiej w Poznaniu przypomnieliśmy postać Mariana Marzyńskiego – filmowca-dokumentalisty, emigranta marcowego, który odszedł w 2023 roku. Pokazane zostałe dwa jego dokumenty. W Skibet/Hatkvah Marzyński uwiecznił codzienność grupy żydowskich emigrantów, przebywających na statku zacumowanym w Kopenhadze. W Powrocie do Polski reżyser filmuje przyjazd do kraju po okresie emigracji.
Marek S. Bochniarz: W jakich okolicznościach poznał Pan Mariana Marzyńskiego? Czy zaczęło się od spotkania osobistego, czy od odkrycia jego filmów?
Mikołaj Jazdon: Mariana Marzyńskiego poznałem latem 1994 roku w Chicago. Nasze spotkanie zorganizowała Krystyna Stypułkowska, którą wielbiciele polskiego kina znają z roli Pelagii w filmie Andrzeja Wajdy Niewinni czarodzieje. Marzyński zaprosił mnie do swojego domu i pokazał surową wersję swojego najnowszego filmu Shtetl. Zrobił na mnie duże wrażenie. Wiele o nim rozmawialiśmy.
Marzyński ujął mnie swą bezpośredniością, otwartością, entuzjazmem. Byłem wówczas studentem a on traktował mnie jak znawcę kina dokumentalnego, którym wtedy na pewno nie byłem. Jednak jego Powrót statku – najlepszy film jaki nakręcił w Polsce, znałem.
Następnego dnia zabrał mnie na przedmieścia Chicago na spotkanie Hidden child z ludźmi, którzy w młodości, jak żydowskie dzieci, żyli w ukryciu w różnych częściach Europy. Zabrałem ze sobą kamerę H-8 mojego stryja. Po powrocie do Polski zmontowałem z materiału wówczas nakręconego krótki film o Marzyńskim pt. On a Highway. Jakiś czas potem opublikowałem w wydawanym na polonistyce studenckim piśmie „Pro Arte” reportaż z tamtego amerykańskiego spotkania, nosił tytuł Ukryte dziecko.
MSB.: Co było szczególnego, charakterystycznego w tym reżyserze i człowieku?
MJ.: Trudno to ująć w wyczerpujący sposób w kilku zdaniach. Kontakt z nim bywał uskrzydlający, zarażał swoim optymizmem, niewyczerpaną witalnością, umiejętnością mówienia prawdy w sposób, który nie ranił. Jakby uważał, że szkoda czasu w życiu na konwencjonalne i ogólnikowe konwersacyjki, że trzeba rozmawiać szczerze – jak ludzie, którzy mają do siebie zaufanie.
Miał niezachwianą wiarę w drugiego człowieka i w to, że nie ma trudności nie do pokonania. Lubił powtarzać, że wierzy w amatorów. Do współpracy przy swoich filmach chętnie zapraszał ludzi młodych, bez doświadczenia zawodowego, jeśli tylko widział w nich zapał i wolę wspólnego działania.
Był szalenie przekonujący i skuteczny w dążeniu do celu. Te cechy pozwoliły mu rozwinąć skrzydła w bardzo młodym wieku. W PRL był dziennikarzem, pisał i publikował, realizował reportaże w Polskim Radiu, a potem w telewizji. W latach 60. z powodzeniem realizował cieszące się ogromnym powodzeniem programy Wszyscy jesteśmy sędziami oraz Turniej miast, a także telewizyjne dokumenty, jak słynny cykl Lot, dziś niestety uznany za zaginiony.
Nie skończył szkoły filmowej, ale zadebiutował jako reżyser dokumentów kinowych wspomnianym już Powrotem statku, za który zdobył podwójne Grand Prix na festiwalu krakowskim, w konkursie krajowym i zagranicznym. W tym filmie o polskich emigrantach z USA odwiedzających kraj po długich latach nieobecności z powodzeniem przeszczepił na rodzimy grunt święcącą wówczas triumfy metodę francuskiego kina dokumentalnego cinéma-vérité.
MSB: Jak doszło do tego, że to właśnie w prowadzonym przez Pana Klubie Krótkiego Kina odbyła się polska premiera Skibet/Hatikvah?
MJ: Nasz kontakt w latach 90. się urwał, ale kiedy Marzyński zrealizował Skibet przypomniał sobie o moim reportażu Ukryte dziecko i o mnie. Zadzwonił do Instytutu Filologii Polskiej, gdzie wówczas pracowałem. Bardzo chciał pokazać swój film w Polsce. Premiera odbyła się w Klubie Krótkiego Kina w CK Zamek. Pokazaliśmy też Hatikvah.
Potem Marian wziął też udział w spotkaniu ze studentami filmoznawstwa na UAM. Pokazał im Life on Marz – swój autoportret, opowieść o czasach, kiedy wykładał reżyserię filmową w Long Island School of Design. Stał z boku ekranu z Sali Komedy w Collegium Maius i na żywo tłumaczył na polski swoją filmową narrację po angielsku.
MSB.: Jak się udało tamto wyjątkowe wydarzenie?
MJ: Dla mnie był to niezmiernie poruszający pokaz. Widzów nie było wielu, ale atmosfera spotkania, rozmowy po filmie, bardzo dobra. Zresztą – jak prawie zawsze w Klubie Krótkiego Kina. Mieliśmy poczucie, że dzieje się na naszych oczach jakieś małe zadośćuczynienie. Film o wygnańcach z pomarcowej Polski, którzy znaleźli swoją życiową przystań w Danii, był właściwe skazany na niepowstanie – a przynajmniej na to, że nikt nigdy nie zobaczy tego, co Marzyński z operatorem Kurtem Weberem nakręcili w Kopenhadze.
Marzyński zrealizował ten filmowy zapis z myślą, żeby świadectwo ludzi, którzy dopiero co opuścili Polskę, zanotować kamerą i mikrofonem i przechować, bez względu na to, czy i kiedy uda się ten zapis przekuć na gotowy film. I oto po latach tamta praca wydała owoc. Zupełnie wyjątkowy film, jakim jest Skibet, został pokazany w Polsce – właśnie w Poznaniu.
MSB: Powrót do Polski był dla Marzyńskiego powrotem z wygnania do kraju, a przy tym opowiadał Amerykanom o nowej Polsce, Solidarności. Kiedy udało się go Panu obejrzeć? Czy w Polsce do upadku komunizmu ten film był zupełnie niedostępny?
MJ: Film obejrzałem na DVD, które przysłał mi Marian. Nakręcił go dla widzów amerykańskiej telewizji publicznej PBS. Opowiedział w nim o Polsce w karnawale Solidarności i o sobie, emigrancie, który odwiedza kraj po latach nieobecności i po raz pierwszy wraca do wspomnień z mrocznych czasów wojennych, swego dzieciństwa w cieniu śmierci, gdy jako chłopczyk, uciekinier z warszawskiego getta, ukrywał się po aryjskiej stronie. Nigdy nie słyszałem, aby był pokazywany w Polsce w latach 80., gdy działała cenzura, ani w latach 90.
MSB: Marzyński stworzył własny sposób budowania narracji w filmie dokumentalnym subiektywnej, osobistej wręcz, w oparciu o opowiadanie z offu i podwójną obecność, za i przed kamerą. Czy gdy zaczął w ten sposób realizować filmy, było to wyjątkowe z perspektywy USA i reszty świata?
MJ: Ta metoda długo torowała sobie drogę do filmu dokumentalnego w Polsce. Tu jej nie stosowano, ale w świecie tak. Głównie za sprawą Francuzów, ich cinéma-vérité. Filmy Marzyńskiego są pod tym względem jakoś pokrewne obrazom bardziej znanego niż on na świecie, Marcela Ophülsa, autora głośnego Smutku i litości. Ale Marzyński to najprawdopodobniej jedyny ocalały z Holocaustu, który stał się reżyserem dokumentalistą i w swoich filmach tak często i na różny sposób powracał do własnych doświadczeń wojennych. Myślę, że w USA w latach 80. te filmy były pod tym względem wyjątkowe.
MSB: Jako dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Filmu Dokumentalnego OFF Cinema zorganizował Pan, jeszcze przed pandemią, retrospektywę Marzyńskiego, zaprosił reżysera i wręczył mu nagrodę za całokształt twórczości. Jak wypadły te pokazy?
MJ: Moim zdaniem bardzo dobrze, ale nie jestem tu obiektywny. Najważniejsze było uhonorowanie Marzyńskiego za jego determinację w tworzeniu, że tak to ujmę, polskiego filmu emigracyjnego w USA, opowiadanie o Polsce, tej z ostatnich dekad dwudziestego wieku, i też z czasu wojny, w dokumentach, które trafiały głównie do amerykańskiej widowni telewizyjnej. Na uroczystość wręczenia nagrody przyjechała do Poznania najbliższa rodzina Mariana, żona, córka z mężem i wnukami, syn z żoną, a nie było to logistycznie proste, bo jego dzieci mieszkają w różnych miejscach na świecie. Platynowy Zamek jest jedyną nagrodą jaką Marzyński otrzymał w Polsce po tym, gdy został zmuszony opuścić ojczyznę po wydarzeniach z marca 1968 roku.
MSB: Była to ostatnia wizyta Marzyńskiego w Polsce, ale Pan stałe utrzymywał z nim kontakt. Proszę o tym opowiedzieć.
MJ: Kontaktowaliśmy się mailowo. Potem, w czasie pandemii także za pośrednictwem Zoomu. Zaprosił mnie do udziału w spotkaniu w ramach kursu online, który prowadził dla studentów z Uniwersytetu Śląskiego. Tym razem to on zadawał pytania a ja odpowiadałem. To były zajęcia o filmach dokumentalnych Krzysztofa Kieślowskiego. Potem z kolei ja zaprosiłem go na spotkanie online z moimi studentami.
MSB: Dlaczego Marzyńskiemu nie udało się faktycznie „powrócić do Polski” i polskiego widza, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości?
MJ: Trudno na to pytanie znaleźć jedną odpowiedź. Myślę, że pewną rolę odegrały tu kontrowersje, jakie w polskiej prasie krajowej i emigracyjnej, wywołał pokazany w Polsce film Marzyńskiego Shtetl, o losie żydowskich mieszkańców Brańska w czasie wojny i latach powojennych. Był atakowany ze wszystkich stron i chyba to złe przyjęcie Shtetl przyczyniło się do tego, że w następnych latach relacje Marzyńskiego z krajem przygasły.
Poza tym Shtetl miał swoją premierową emisję w Canale Plus, który był wówczas dostępny, jako kanał płatny, kodowany, dla ograniczonego grona odbiorców. Kilka lat później, już po dyskusji wywołanej Sąsiadami Jana Tomasza-Grossa – gdy pokazano Shtetl w TVP, film przeszedł bez echa.
Z drugiej strony filmy dokumentalne, szczególnie te zrealizowane w przeszłości, przepadają w archiwach, rzadko się do nich wraca, kupuje (mam tu na myśli stacje TV), jeśli nie są to dzieła głośne lub z kanonu historii kina niefikcjonalnego. Polscy widzowie i krytycy nie znali amerykańskich filmów Marzyńskiego, nie było zatem jak odwołać się do jego dokonań, zaproponować ich pokazanie. Niemniej przegląd kilku jego filmów odbył się w TVP Kultura, gdy pracował tam Michał Chaciński. Sytuacji nie zmieniła też autobiograficzna książka-album Marzyńskiego Kino-ja, wydana w Polsce w dużym nakładzie.
MSB: Wielokrotnie pisał Pan o tym reżyserze. Co Pana do tego skłaniało – fascynacja samymi filmami, osobowością artysty, czy może ich miejscem w kinie dokumentalnym?
MJ: Lubię i cenię jego filmy, sposób opowiadania, dla mnie bardzo pociągający, umiejętność Marzyńskiego do przykuwania uwagi widza, wciągania w świat bohaterów, których nam pokazuje, przybliża. Ale oczywiście znajomość z Marzyńskim też odgrywa tu ważną rolę. Mogłem być na planie jego filmu Nigdy nie zapomnij kłamać – przyglądać się, jak pracuje tworząc kolejną opowieść o ludziach, którzy jak on byli dziećmi ocalonymi z warszawskiego getta. Planowaliśmy wówczas napisanie książki, wywiadu-rzeki. Pozostały po tym żywe w pamięci wspomnienia i dźwiękowy zapis długich, nocnych rozmów w Warszawie.
Mikołaj Jazdon wygłosił wprowadzenie do pokazu filmu Skibet/Hatkvah, a pokaz filmu Powrót do Polski zamknął VII Przegląd Filmów o Tematyce Żydowskiej w Poznaniu. Obie projekcje odbyły się w Atelier Wimar Stowarzyszenia Łazęga Poznańska przy ul. Św. Marcin 75.