Ahaswerus

Data wydarzenia: 
1 grudzień 2020
Ahaswerus
Ahaswerus

Nim zabrałam się do pisania tych słów – przyznam – nigdy wcześniej nie słyszałam o katowickim wydawnictwie Stapis. Kiedy jednak na jego stronie internetowej przeczytałam – napisaną poprawną polszczyzną, o co wcale nie tak łatwo w dzisiejszych, byle jakich czasach! – informację, że jako jedno z nielicznych w naszym kraju publikuje książki krytykujące różnie rozumianą (o czym za chwilę!) religię, poczułam się mile zachęcona i z tym większym entuzjazmem sięgnęłam po wydany właśnie przez ową oficynę tom wspomnień Gerszona Majtelesa pod tytułem Od Wolbromia do Tel Awiwu. Moje życie. Co więcej: tom wydany bardzo estetycznie – z czym większość niekomercyjnych wydawnictw zdaje się mieć problemy.

Po co czytać cudze wspomnienia, zwłaszcza kiedy osoba, która je spisała, nie była nikim znanym? Ano po to, by móc się przekonać, że życie każdej jednostki jest ciekawe i jedyne w swoim rodzaju. Tym bardziej jeśli przypadło na najtrudniejsze lata dziwnego wieku XX, a osoba, które je wiodła, należała do najbardziej doświadczanej przez historię nacji – żydowskiej.

Gerszon Majteles urodził się w 1912 roku w Polsce. Dożywając słusznego wieku dziewięćdziesięciu ośmiu lat, zmarł w Izraelu w 2010 roku. W wieku siedemdziesięciu lat zaczął jednak spisywać „ku pamięci” swoje życie, w wyniku czego po autorze zostało… kilka tysięcy stron tekstu (sic!) o wyraźnych znamionach literackich. Redaktorce książki Weronice Górskiej udało się jednak nad całością zapanować, ujarzmić ją i uporządkować w zgrabne rozdziały i potraktowane hasłowo, zwięzłe podrozdziały, takie jak „mama”, „babcia”, „dziadek”, „szabat”, „cheder”, „sierota” i tak dalej. Biją z nich lakoniczność i trzeźwy, surowy wręcz osąd zastanej rzeczywistości. Majteles bowiem początkowo wielu zjawiskom w swym długim życiu zawierzył, by później srogo się nimi rozczarować. Najpierw judaizm, później zwątpienie w prawdy nauczane w bożnicy, następnie dwie skrajności: syjonizm (jako „burżuazyjny nacjonalizm”) i komunizm (nazwany tu nawet nową „religią”, w którą swego czasu trudno było nie uwierzyć), i rozżalenie obiema. W dalszej kolejności: fascynacja Związkiem Radzieckim, służbą w – całkiem odczłowieczonej, jak się miało okazać – Armii Czerwonej i smutny zawód również nimi („korupcja, bieda i terror” – napisze Majteles o ZSRR). Do tego jeszcze dość chłodne, ambiwalentne przyjęcie autora po powrocie do tytułowego rodzinnego miasteczka po II wojnie światowej i jeszcze chłodniejsza atmosfera wyjazdu do Izraela w niechlubnym 1968 roku („Wypędzono mnie bezwzględnie z kraju rodzinnego, któremu poświęciłem niemal dwie trzecie świadomego życia”!). Zawód gonił tutaj zawód. Losy Gerszona Majtelesa mogą zresztą w dużym stopniu przypominać wiele doświadczeń całego jego pokolenia i wspólnoty środowiskowej, jednak – jak już pisałam – w jakiś idiosynkratyczny sposób wciąż pozostając osobnymi.

To ciekawa książka, o ogromnej wartości historycznej, ponadto świetnie opracowana, zawierająca dość bogaty materiał graficzny w postaci archiwalnych fotografii rodzinnych, drzewa genealogicznego familii Majteles czy mapy z trasą wędrówek rodziców autora. Figura Żyda Wiecznego Tułacza odbija się w tym wszystkim smutnym refleksem.

Emilia Walczak

Gerszon Majteles, Od Wolbromia do Tel Awiwu. Moje życie, Stapis, Katowice 2020

 

© Copyright 2014