15. MFF Żydowskie Motywy: Nowe szaty króla. Recenzja „Króla Bibiego”
W dokumencie „Król Bibi” Dan Shadur miał ponoć ukazać toksyczną relację Benjamina Netanyahu z mediami, w czym premier Izraela jego zdaniem antycypował działania z czasów kampanii wyborczej Donalda Trumpa. A jednak ten film ukazuje raczej przede wszystkim toksyczną relację lewicowych dziennikarzy z prawicowymi politykami Izraela.
Dan Shadur swój film oparł na serii archiwaliów, które opatrzył komentarzem. Medialne życie Netanyahu śledzi poczynając praktycznie od dzieciństwa, drobiazgowo rekonstruując poszczególne zdarzenia – i wskazując na chwile, gdy młody Benjamin po raz pierwszy wystąpił publicznie. Duża część „Króla Bibiego” poświęcona jest rozwojowi kariery politycznej i relatywnie późno przenosimy się do Izraela. Shadur sprawia na tym etapie wrażenie uważnego śledczego, który nie odpuści żadnemu materiałowi, a swojego bohatera traktuje jako kogoś, kto powoli zdobywa doświadczenie – warto więc przyjrzeć się wszystkim jego zachowaniom, w tym i „porażkom”. Nam pozostaje więc patrzeć, jak rodzi się medialna persona polityka. Wraz z powrotem Netanyahu do ojczyzny punkt ciężkości zostaje przeniesiony na to, w jaki konflikt z mediami stopniowo popada Bibi, tak początkowo uwielbiany i budzący zaintrygowanie swą „zachodniością”. Shadur przeprowadza nas przez co ciekawsze punkty z eskalacji tego konfliktu, a zarazem zwraca uwagę na rozdźwięk między medialnym portretem Netanyahu a tym obrazem, który polityk buduje za pomocą własnych mediów i narzędzi – takich, jak Internet i Facebook. „Król Bibi” pokazywać ma więc pioniera w świadomym posługiwaniu się nowymi mediami, człowieka uczącego się cynicznej gry w manipulowaniu publicznością, a wreszcie wytrawnego polityka, uczącego się na swoich błędach. Pytaniem otwartym pozostaje to, czy aby nie każdy polityk uczy się sztuki perswazji i wykorzystywania jej w praktyce, czy nie wszystkie osoby funkcjonujące w przestrzeni publicznej wchodzą w relacje z mediami, w tym również i te mało przyjemne? Czy zatem Netanyahu jest wyjątkowy w swoich zachowaniach, czy może budzi zainteresowanie Shadura ze zgoła innych powodów?
Wiele kwestii w podejściu reżysera do jego bohatera budzi niepokój. Shadur pozwala sobie na dość swobodne interpretowanie zachowań Netanyahu, bądź też – na osobliwe i nie zawsze uprawomocnione zestawienia. Ponad trzy lata, które spędził przy pracy nad dokumentem pozwoliły mu zagłębić się w archiwa, więc ten czas musiał też zaowocować wizualnymi drobinami, wyłuskanymi spośród reszty, tych mało interesujących materiałów. Shadur odnajduje więc izraelskiego polityka w sytuacji, gdy pojawia się na konferencji prasowej nieogolony i o wyraźnych oznakach zmęczenia, punktując to komentarzem „ostatni raz widzimy go w takim stanie”. Pojawiają się też takie porównania, jak odnajdywanie na trzecim planie Donalda Trumpa podczas przemów Netanyahu w Ameryce. Nie wiem, na ile uparte narzucanie współczesnej perspektywy na wydarzenia z przeszłości jest po prostu ich prymitywną nadinterpretacją, a na ile kuriozalnym poszukiwaniem nieistniejących związków. Pod tym względem najgorzej wypadają sceny z pogrzebu premiera Izraela Icchaka Rabina, gdy Shadur odnajduje zbliżenia, na których Netanyahu rozmawia z sąsiadem, kręci głową, krzywi się – a my nie słyszymy słów, więc budzi to w nas niepokój i podejrzenia. „Wiadomo, musi spiskować”.
Choć Shadur zauważa, że Netanyahu kampanie wyborcze prowadził w oparciu o bezpośredni kontakt z wyborcami, to poza przybijaniem piątek, ściskaniem rąk i „szaleństwem tłumu” niewiele udało mu się znaleźć w archiwaliach. Powody są jasne – nikt nie rejestruje spotkań wyborczych, a wiele rozmów odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Również w przypadku prywatnego życia Netanyahu był zapewne „prekursorem” w izraelskiej polityce, bo pozwalał ekipom telewizyjnym wkraczać do swojego domu, a zarazem przecież musiał te „spontaniczne” zachowania rodziny kontrolować. Otrzymujemy więc dane zgoła niepełne, zmanipulowane, wybiórcze, skąpe, błędne.
Trzeba więc zadać pytanie, na ile Shadur z premedytacją ignoruje braki w dostępnych mu archiwaliach i buduje przez to zmanipulowany obraz, a na ile liczy na inteligencję widza, który zinterpretuje poszczególne części „Króla Bibiego” – zauważy to, czego można się dowiedzieć z poszczególnych etapów życia Benjamina Netanayhu, zarazem dostrzegając po drodze znacząco puste miejsca. W czyjej grze uczestniczymy, oglądając ten film?
Mam poczucie, że „Król Bibi” to tak zręcznie zmontowany materiał, że ukrywa niedostatki archiwów i zapewne trochę bezsilności Dana Shadura. Odruchowo można go porównać z reprezentującym przeciwny biegun, eksperymentalnym dokumencie „Jak nauczyłem się przezwyciężyć swój strach”. W tym filmie z 1997 roku Avi Mograbi z premedytacją rekonstruuje swoje nieudane próby nakręcenia dokumentu o Arielu Sharonie. Opowiada o swojej niechęci do polityka – w tym również tego, że obarcza go winą o wszczęcie wojny Izraela z Libanem i płynące z tego reperkusje. Nie udaje więc, że ma „obiektywny” stosunek do bohatera. Pokazuje też, jak trudno jest mu przebić się do Sharona, jak ten ostentacyjnie zdaje się unikać z nim kontaktu. A jednak – gdy dochodzi do tych spotkań, z rosnącym zdziwieniem Mograbi odkrywa, że zaczyna czuć sympatię do swego bohatera. W tym momencie porzuca go żona – o czym nas zresztą informuje. Co ważne – reżyser nie udaje przy tym, że jest bytem abstrakcyjnym, że nie kontroluje tego, co rejestruje, że nie ocenia zdarzeń. Wręcz przeciwnie: sadza siebie przed kamerą i objaśnia nam kolejne materiały. Komentarza nie wygłasza byt boski. Mograbi punktuje też momenty, których nie udało mu się zarejestrować – wszystkie te spotkania z wyborcami, przed którymi zostaje poinformowany, że nie ma mowy na to, aby został na nie wpuszczony z kamerą. Zostawia nas na koniec z pewną tajemnicą: poczuciem, że do faktycznego spotkania, które przyniosłoby nam większą wiedzę o prawicy – tak naprawdę nie doszło. Poznał być może trochę Ariela Sharona jako człowieka, ale niekoniecznie zrozumiał jako polityka. Czy udało mu się zresztą zaznajomić bliżej z prawicowymi wyborcami?
Dziś „Jak nauczyłem się przezwyciężyć swój strach” uchodzi za ważną i szczerą wypowiedź o rozdarciu między izraelską lewicą i prawicą, o niezdolności w uzyskaniu porozumienia, nawiązaniu kontaktu. Mistrzowska forma „Króla Bibiego” sprawia z kolei wrażenie, jakby Dan Shadur patrzył z pozycji przenikliwego obserwatora na Netanyahu, „obnażając” kulisy rozwoju jego kariery politycznej, pozwalając sobie po drodze na sięgnięcie po kilka w moim odczuciu dość brudnych chwytów – a przecież lewica tak bardzo lubi szukać nieczystych zagrań u Netanyahu. Lahav Harkov z „The Jerusalem Post” twierdzi, że w zależności od naszych przekonań możemy – tak, jak na teście Rorschacha – postrzegać „Króla Bibiego” zupełnie inaczej.
Shadurowi udało się jednak – trochę zapewne wbrew własnym przekonaniom – stworzyć złożony i niejednoznaczny portret Benjamina Netanyahu, który irytuje zarówno część prawicy, jak i lewicy. Być może – w tym, jak dobrze ukazuje nagonkę mediów na polityka – kreśli też nie tylko sylwetkę swojego bohatera, co ukazuje okrucieństwo i brak skrupułów u śledzących jego poczynania dziennikarzy? „Król Bibi” to bez wątpienia jeden z najbardziej emocjonujących dokumentów o współczesnym Izraelu z 15. edycji Żydowskich Motywów.
Marek S. Bochniarz