43. Toronto International Film Festival: „Hatzlila”

Data wydarzenia: 
6 wrzesień 2018 - 16 wrzesień 2018
„Hatzlila”, reż. Yona Rozenkier

Pełnometrażowy debiut Yony Rozenkiera „Hatzlila” zapewnia seans równie immersyjny, co „Foxtrot” Samuela Maoza. Siła filmu bierze się z tego, że reżyser opiera się na osobistej biografii, zarazem odnosząc się do traum i lęków męskich, narodowych, ludzkich.

Ekspozycja filmu wciąga nas w środek trwania II wojny libańskiej – konfliktu, który rozegrał się na przestrzeni 33 dni, na przełomie lipca i sierpnia 2006 roku. Do opustoszałego kibucu niedaleko granicy z Libią przyjeżdża na weekend Avishai (Micha Rozenkier) – najmłodszy z trójki braci. Ma za sobą zaledwie dwa dni treningu, ale i tak dowództwo wysyła go na front. Na miejscu wita go buńczuczny i nieokrzesany Itai (Yona Rozenkier), a wkrótce potem nocą dociera na miejsce Yoav (Yoel Rozenkier). To „syn marnotrawny”, który bez słowa opuścił rodzinę i wyjechał do Tel Awiwu, aby pracować jako pielęgniarz w zakładzie weterynaryjnym. Wzmianka o tym zawodzie wywołuje eksplozję śmiechu u jego ciotki o wyglądzie twardej, surowej pionierki.

Pretekstem do skonfrontowania ze sobą braci okazuje się pogrzeb ojca, który umarł co prawda rok temu, lecz zapisał swoje szczątki w celach naukowych – a teraz przyszła pora, aby wreszcie je pochować. Ta rozciągnięta w czasie śmierć sygnalizuje nierozstrzygnięte konflikty rodzinne, przejawiające się nie tylko w zawiłych relacjach między braćmi, ale i stosunkach między nestorem a potomkami. Stojąc nad trumną, Yoav jest zmuszony wysłuchać gorzkich żali z pożegnalnego listu ojca o porzuceniu w chorobie i braku pożegnania. Mężczyzna otrzymuje też polecenie, aby literalnie pozostałe szczątki pochować w ulubionej grocie tatusia. To ostatnie życzenie natychmiast odrzuca z tłumioną złością. Gdyby ojciec żył, zapewne by go uderzył bądź nań nakrzyczał.

Yona Rozenkier manipuluje widzem wprowadzając go w złudne poczucie, że wraz z rozwojem akcji otrzymuje coraz więcej informacji o przyczynach i kulisach konfliktu rodzinnego, choć tak naprawdę to, co staje się udziałem publiczności, to co najwyżej empatyczne zanurzenie w skrajnych emocjach bohaterów, w opowieści opartej głównie na behawioralnej obserwacji. Reżyser wraz z dwójką swych braci rozgrywa tę rodzinną psychodramę z realizmem i emocjami trudnymi do powtórzenia w innej konfiguracji, tudzież przez profesjonalnych, nie spowinowaconych ze sobą aktorów.

Obowiązek uczestnictwa w wojnach prowadzonych przez ojczyznę z sąsiadami, stale obecne napięcie i lęk odczuwany przez społeczeństwo również i w chwilach pokoju, „brzemię bycia mężczyzną” i tym podobne tematy przejawiają się w „Hatzlila” w nieschematycznych i nie zawsze oczywistych konfiguracjach, przez co unika on schematów i przewidywalności, którym w ostatnim czasie uległ w lokalnej kinematografii Yaniv Berman w „Kranie małych ludzi” (2016). Sam toksyczny i niepokojący obraz domowego frontu – przestrzeni, w jakiej cywile obserwują z niepokojem wiadomości z pola walki – przypomina „Matzor” (1969). Bohaterką tego klasycznego arcydzieła Gilberto Tofano z 1969 roku jest wdowa, której lokalna społeczność odmawia prawa do podmiotowości i samotnego życia z synem po śmierci zmarłego na wojnie męża. Podobnie, w „Hatzlila” ucieczkę Yoava z kibucu i surowego świata pionierstwa nie są w stanie zaakceptować, czy choćby zrozumieć członkowie jego rodziny.

Debiut Yony Rozenkiera sytuuje się w nowym kinie izraelskim pomiędzy filmami o realiach politycznych a stołecznymi dramatami obyczajowymi. Bańkę Tel Awiwu i ucieczkę przez rzeczywistością reprezentuje Yoav, który porzucił małą, toksyczną ojczyzną po tym, jak został wydalony z armii. Ten drugi świat to z kolei dawni pionierzy: starsi, choć twardzi i uparci ludzie, którzy na przekór niebezpieczeństwom wojny zdecydowali się pozostać w kibucu. Wśród nich ciotka Yoava sprawia wrażenie, jakby choćby i w pojedynkę była gotowa prowadzić obronę osady przez libańską armią.

Malkontentów, którzy lubią narzekać na niski poziom techniczny współczesnych izraelskich filmów, zaskoczą precyzyjne i wspaniałe zdjęcia Odeda Ashkenaziego, który w „Hatzlila” debiutuje jako samodzielny operator pełnometrażowego filmu (dwa lata wcześniej wraz z Tomem Goldwasserem kręcił „Heroinę”). Dopełniają one narrację w podobny sposób, co te, które zrealizował Ziv Berkovich dla Daniela Manna w „Odpływie” (2017).

I trudno się dziwić, że Yona Rozenkier na tegorocznym festiwalu w Jerozolimie otrzymał do spółki z Tsivią Barkai Yacov („Para Aduma”) nagrody za najlepszy debiut i najlepszy film.

 

Marek S. Bochniarz

 

„Hatzlila”
scen. i reż. Yona Rozenkier
prod. Gaudeamus Productions
43. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Toronto, sekcja „Contemporary World Cinema”

© Copyright 2014