Festiwal Żydowskie Motywy: dzień 1: „Wstyd polskiej kinematografii”

Data wydarzenia: 
23 maj 2018
"Książę i dybuk" - kadr z filmu
Michał Waszyński z Jamesem Masonem i Sophią Loren
Michał Waszyński, kadr z filmu "Książę i dybuk"

Trudno o lepszy początek festiwalu Żydowskie Motywy, aniżeli gala, podczas której można obejrzeć fascynujący dokument „Książę i dybuk”. Film ukazuje życie Michała Waszyńskiego poprzez pryzmat jego orientacji homoseksualnej, jaka zaciążyła nad losami i dziełami tego ekscentrycznego reżysera.

Człowiek, który opuścił jesziwę, żydowską rodzinę, ukraińską ojczyznę. Przechrzta. Najbardziej płodny i zarazem najszybszy w realizacji filmów z polskich reżyserów okresu międzywojnia, pogardliwie określany przez krytykę „wstydem polskiej kinematografii”. Autor „Dybuka” - jednego z najwybitniejszych filmów w języku jidysz. Urodzony arystokrata – po wojnie stał się zresztą prawdziwym „polskim księciem”. Producent wykonawczy „Upadku imperium rzymskiego” i człowiek odpowiedzialny za największe dekoracje, które kiedykolwiek powstały w historii kina – dokładając się do spektakularnej klęski finansowej tego niesamowitego widowiska historycznego. Admirator włoskich gwiazd filmowych, w jakich towarzystwie uwielbiał przebywać. Dla wielu najelegantszy człowiek, którego spotkali w swoim życiu. To wciąż nie wyczerpuje biografii bohatera filmu „Książę i dybuk”. Człowieka, który w ciągu swojego życia kilka razy tworzył siebie na nowo – zależnie od okoliczności, oczekiwań otoczenia, czy wreszcie przymusu.

Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski proponują przyjęcie queerowej perspektywy na życie i twórczość Michała Waszyńskiego. Początkowo – jeśli nie znamy biografii artysty – ich zamysł nie jest dla nas zupełnie czytelny. Konstrukcja filmu, misternie zbudowana z precyzyjnie wyselekcjonowanych archiwaliów i gadających głów ma na nas działać do połowy filmu na zasadzie podświadomego drążenia skały. W miarę upływu czasu trochę marszczymy brwi, zastanawiamy się nad pewnymi faktami z życia Waszyńskiego. Słuchamy jego zmanierowanego głosu, gdy z zapałem mówi o tym, że kino jest dla niego osobną realnością, sygnalizując zarazem to, że jako reżyser szukał możliwości ucieczki z opresyjnej dla niego rzeczywistości.

Od drugiej połowy dokumentu odkrywamy te „inne” powody, dla których Waszyński musiał porzucić chasydyzm, wyrzekając się swej tożsamości. I łatwiej przychodzi nam zrozumieć wybrane fakty z jego życia. Oliwy do ognia dolewają wypowiedzi różnych osób, które były świadome orientacji seksualnej reżysera. To statysta z planu „Upadku imperium rzymskiego” wspominający jak Waszyński chował się za zasłoną w przebieralni, aby podglądać młodych mężczyzn, wdziewających na siebie piękne stroje rzymskich legionistów. To sędziwy aktor wspominający czasy młodości, gdy reżyser zabierał go do klubów gejowskich, aby bywalcy zazdrościli mu tak pięknego kochanka. To ci, co wspominają, jak bardzo Waszyński lubił otaczać się diwami włoskiego kina – kobietami większymi, bardziej monumentalnymi od tych spotykanych na co dzień, które dla drag queen są wzorcami scenicznej kobiecości.

Ponownemu odczytaniu ulegają również filmy Waszyńskiego, a zwłaszcza jego najwybitniejsze dzieło – „Dybuk”. Włoski szofer wspomina chwile, gdy czasem polski książę stawał się nieznośny i podczas przejazdów między kinami, studiami filmowymi i klubami z uporem powtarzał, że szukają dybuka. Fragmenty z pamiętników artysty ujawniają urywki wspomnień dotyczących jego pierwszej miłości – chłopaka z jesziwy, który odrzucił jego uczucia jako grzeszne, nienormalne. Czy ten mężczyzna z czasów młodości Waszyńskiego nie potrafił zaakceptować swojego homoseksualizmu? Jaki był? Twórcy sięgają po sceny z „Dybuka”, aby zilustrować tę tragiczną historię miłosną, której szczegółów możemy się tylko domyślać – i nigdy już nie spojrzymy na ten film tak, jak do tej pory. Sceny z pozostałych, w tym i włoskich dzieł Waszyńskiego dopełniają queerowy aspekt filmu.

– To było ogromne wyzwanie zrobił film o człowieku który zacierał i musiał zacierać za sobą ślady – zmieniając nazwiska, kraje, wyznanie. Jestem bardzo wdzięczna losowi i też trochę dumna z tego, że mogłam się przyczynić do tego, że po osiemdziesięciu latach Michał Waszyński wraca na ekrany polskich kin – i wraca pamięć o Michale Waszyńskim. Wracają dzisiaj do jego historii, film proponuje uniwersalną refleksję o rzeczywistości, która nie pozwala ludziom pozostać sobą – ze względu na pochodzenie, kolor skóry, wyznanie religijne, czy orientację seksualną – powiedziała przed pokazem filmu Elwira Niewiera.

Rozmówcy, których Elwira Niewierska i Piotr Rosołowski przepytują w Tel Awiwie, uważają, że Waszyńskiego prześladowały korzenie, świat przodków, i stąd przyszedł impuls, aby zrealizować „Dybuka”. W tym też musiało być trochę prawdy. Pamiętajmy, że artystą stworzył ten film jeszcze przed wybuchem II wojny światowej – trauma z nią związana była zbyt wielka, aby chciał potem kiedykolwiek z kimkolwiek rozmawiać o swoim żydowskim pochodzeniu. Jeden z jego ostatnich filmów – „Lo Sconosciuto di San Marino” – wyjaśnią tę sprawę dobitnie. Główny bohater to nieznajomy, jaki nie jest w stanie podać, jak się nazywa, czy skąd pochodzi. Jest trochę każdym, a trochę nikim – tajemnicza postać nie potrafiąca już sięgać pamięcią wstecz.

Michał Waszyński – jak wielu artystów – był też mitomanem, co w filmie jest ujęte prawie że w naukowych ramach, gdy grafolog analizuje, jak bardzo zmieniło się pismo reżysera po wojnie. Naukowiec, omawiając przemiany w pisowni litery „t” przyznaje, że mitomaństwo nie musi być czymś złym – o ile sami za bardzo nie uwierzymy w wymyślone przez nas opowieści, stając się niewolnikami fikcyjnej narracji. I tu pozostaje postawić sobie pytanie, co było największym dziełem Michała Waszyńskiego – konkretny jego film, czy może życie, metodycznie budowana i co jakiś czas modyfikowana publiczna persona? Jak zresztą zostało to ujęte w statemencie filmu:

„Kto z nas nie chciał choć raz w życiu być kimś innym? Rzadko komu udało się to tak bardzo, jak Michałowi Waszyńskiemu, mistrzowi w zmienianiu ról. Był Żydem w Kovelu, Polakiem w Warszawie, a ostatecznie został księciem w elitarnych kręgach Europy. Jaką cenę książę zapłacił za swoje niesamowite maskarady? Czy był w stanie całkowicie odciąć się od swoich korzeni? Czasy, w których żył nie pozwalały mu na bycie sobą. Gdy rzeczywistość staje się niemożliwa do wytrzymania, zaczynamy żyć w świecie wytworów własnej wyobraźni. Z pomocą kina, [Waszyńskiemu] doskonale udawało się stosować swoje sztuczki. Stał się wyjątkowym filmowcem, który nie tylko stworzył monumentalne filmy, ale również i ze swojego życia zrobił arcydzieło”.

Marek S. Bochniarz

© Copyright 2014